23 marca 2018

Od Rosalie - "Wesele i seria niefortunnych zdarzeń" [2/3]

O jak mi się dobrze spało. Ale naprawdę. I miałam dziwny sen. Okropnie dziwny. Ale w sumie. Fajny. Przyjemny. Dający wiele do myślenia. Miałam kogoś takiego, komu mogłam zaufać. I to tak zaufać naprawdę. Ten ktoś, obiecał mi kiedyś, że pewnego dnia będzie w pobliżu. Że ten ktoś będzie trzymał mnie bezpieczną. Miałam sen czarny, ale czułam, słyszałam. Nie widziałam, jak ten ktoś wygląda. Że nie pozwoli aby coś mi się stało, że przy nim zawsze będę bezpieczne. Że teraz, kiedy straciłam już wzrok, to dość szalone. I, że nie wie jak to zatrzymać, albo chociaż spowolnić. Raz podszedł do mnie, i powiedział "Hej. Wiem, że jest kilka rzeczy, o których powinniśmy porozmawiać". Ale nie mógł zostać. Nie wiem dla czego. Ale nie mógł. Chciał, trzymać mnie przy sobie dłużej. To było urocze. Ale nadal męczyło mnie to, że nadal nie wiedziałam kim ten ktoś jest. I mówił mi, abym wzięła cząstkę jego serca. Nie wiedziałam. Nie chciałam. Ale potem powiedział, że chce, aby ta cząstka stałą się cząstką mojego serca. Że kiedy będziemy osobno, ja nigdy nie będę sama.
I może to tylko sen. I może jest to spowodowane tym, że mój brat się żeni. Ale zdałam sobie sprawę, że dobrze by było mieć kogoś takiego. Kogoś, kto będzie przy mnie mimo przeszkód. Ktoś komu zaufam. Kto będzie mnie wspierał. Ale życie to nie koncert życzeń Rosa. To nie koncert życzeń. Dobrze. Czas zabrać się za robotę. Dobrze. Kwiatki. Poproszę Husniye. Ona coś znajdzie. Wstałam z łóżka. Ogarnęłam się w łazience. A potem, ruszyłam do Hus, która od jakiegoś czasu już zmagała się ze swoimi szczeniakami. No niestety jej nie było, więc byłam zmuszona sama zbierać kwiatki. Siedziałam na łące i zrywałam coś, co te kwiatki mi przypominało. Wkładałam je do koszyka. Potem zaniosłam je do Mackynsie, która owe kwiatki miała rzucać. Zaśmiała się. Spytałam czemu. Okazało się, że nazrywałam chwastów. Tak. Chwastów. Mack stwierdziła, że lepiej będzie, jak ona sama się tym zajmie. Dobra. to Drugie zadanie. Muszka dla brata. Cel. Miasto. Weszłam do pierwszego sklepu. Zaczęłam jeździć łapami po półkach. Trafiłam na coś, co z jednego boku przypominało mi muszkę. Drugiego nie sprawdzałam. Chwyciłam to coś w pysk, i pobiegłam z powrotem do królestwa. Ale wszyscy się ze mnie śmieli. To było przykre. Co ja zrobiłam nie tak. Z czasem ta muszka wydawała mi się coraz dziwniejsza, bo była gumowa, ale to mniejsza. No i jakaż duża. I dziwnie zaokrąglona. Ale... No nie wiem. Kiedy znalazłam już się przed bratem, i powiedziałam mu, że to jest muszka dla niego. Ray był cicho. Roxanne, która chwilę potem znalazła się w tym pokoju, również parsknęła śmiechem.
- Wiesz, Ros, dildos (musiałam) to raczej nie muszka. - mówiła przez śmiech. Również się zaśmiałam. Brawo Ros. Brawo, brawo brawo.

cdn.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz