Dwa lata minęły, dwa lata, podczas których cała sfora przeżyła wiele przygód, zarówno tych dobrych, jak i, niestety, złych. Poznaliśmy sporo nowych krajobrazów, smaków, zapachów, ale też istot. Jedna z nich nawet do nas dołączyła, co na początku niezbyt dobrze przyjmowałam. Nie akceptowałam jej, nie potrafiłam. Po prostu coś w samej tej suczce mi się nie podobało. Próbowałam odszukać tej irytującej cechy, natomiast sama gubiłam się w swoich myślach. Cały czas nie byłam pewna, niechętnie z nią rozmawiałam. Teraz jest nieco inaczej. Ponieważ zrozumiałam, iż to teraz ja stanęłam na czele Kingdom od Dogs i to ja szczególnie odpowiadam za członków królestwa. Dlatego powinnam utrzymać prawidłowe relacje z każdym z nich. Wiadomo, nie jest to takie łatwe, jednak wydaje mi się, że chęci i staranie się w zupełności wystarczą do osiągnięcia celu. Kiedy próbowałam rozwinąć znajomość z niejaką Ate, zupełnie zapomniałam o pozostałych, rdzennych bywalców, tworzących naszą małą rodzinę od praktycznie początku. Postanowiłam im to wynagrodzić, jednak to za jakiś czas, gdy skończymy wprowadzać się do nowego miejsca. Miejsca, nazywanego Cascadas. Przepięknego miejsca. Mimo, iż ludzi stąd uciekli, te tereny cały czas tętnią życiem. Cudowna flora, wcześniej nigdzie niespotykana. Tak samo fauna, wiele zwierząt biegających, oczywiście oprócz nas. W lasach, na łąkach, w jeziorach, czy źródłach. Wszędzie można odnaleźć chociaż jedno stworzenie, wspierające wioskę na każdym kroku. Oprócz natury, ludzie pozostawili po sobie wiele pamiątek. Są nimi po prostu budynki. Domy, restauracje, hotel, pałacyki. Właściwie, są to tylko ruiny. Ruiny, z których jednak możemy zrobić coś pożytecznego. Zdążyłam już wyznaczyć granicę dzielnic, co nie było trudne. Członkom sfory wyznaczyłam zadania, dotyczące remontów, czy prowadzenia nimi. Razem z moją koleżanką, a nawet przyjaciółką, Husi, zwiedziłam każdy zakątek Cascadas. Był z nami również starszy bernardyn, mieszkający w tym miejscu od urodzenia. Opowiedział nam cząstkę historii wioski, tylko cząstkę, jednak wypowiadał wszystkie szczegóły, przez co wypowiedź samca przedłużyła się do kilku godzin. Zakończył dość tajemniczo, a gdy prosiłam o kontynuację, nie chciał powiedzieć. Odpuściłam mu, nie ma co męczyć starca. Gdy doszliśmy do największego i zdecydowanie najpiękniejszego wodospadu z całego ich tutejszego grona, postanowiliśmy nieco tam odpocząć.
- Cudowne widoki... - westchnęłam, siadając na odstającej skałce. Była trochę wilgotna, przez co łapy mi się ślizgały, ale wreszcie złapałam równowagę, utrzymując ją przez dłuższy czas. Nigdy nie sprawiało mi to większego kłopotu, a wręcz udawało się z łatwością. Po chwili niedaleko wygodnie usadowiła się również Husniye oraz Gustaw, tak samo wpatrujący się w spływającą wodę. Krople spadały z ogromną szybkością, co powodowało charakterystyczny, głośny dźwięk. Przez ten hałas ledwo mogliśmy się porozumieć, jednak jakoś się udawało.
- Faktycznie. - odparła koleżanka, a właściwie się wydarła. Samiec chyba ledwo co usłyszał z jej krótkiej wypowiedzi, bo ani nie drgnął. Ja natomiast natychmiast się odwróciłam, nie, lekko ruszyłam łebkiem, a oczyma spojrzałam na sunię. - Malcolmowi by się spodobało. - wykrzyknęła znowu, tym razem patrząc na mnie. Jedynie zamknęłam dotychczas lekko uchyloną mordkę, na tyle było mnie aktualnie stać. Temat byłego alfy, byłego mojego partnera, byłego mojego towarzysza, dotrzymującego mi kroku od początku, niestety do pewnego momentu, jest dla mnie naprawdę drażliwy. Tym pewnym momentem jest jego zaginięcie. Od tego czasu jestem jakaś... przewrażliwiona na niektóre tematy. Zostałam również alfą, co jest dla mnie zarówno zaszczytem, obowiązkiem, jak i ciężarem. Dlatego też chcę, by młodsze pokolenie przejęło tron, a ja została ich prawą ręką, przyglądającą się z boku całej sforze. Niby mam dopiero 4 lata, ale czuję się jak wykończona wszystkim. Suzaan, koniec jęczenia, masz obok szesnastoletniego bernardyna, który już dawno mógłby umrzeć. Starzec się jednak dobrze trzyma, co widać i w formie, i w oczach. - Suz, powiedziałam coś nie tak? - zapytała Husi, kiedy ja dopiero zauważyłam, że stoi przede mną. Zbyt się rozkojarzyłam, wpatrując się w wodospad i nie spostrzegłam, iż ta w ogóle podchodzi.
- N-nie, Husniye, nie. Wszystko w porządku. - odpowiedziałam z lekkim uśmiechem. Nie mogłam kącików ust unieść wyżej, coś mnie powstrzymywało. Mimo wszystko, nie chciałam tracić dobrego humoru, więc postanowiłam zmienić temat. - Gustawie, czy w pobliżu Cascadas są miejsca zamieszkane przez ludzi? Jakieś wioski, może nawet miasta? - zapytałam z dość głośnym tonem, unosząc głowę, by samiec mógł usłyszeć. Fakt, do tych istot mam wiele, jednak ciekawi mnie to, czy jesteśmy narażeni na niebezpieczeństwo. To jest teraz najważniejsze, prawda?
- Nie, człowieka na tych terenach widziałem ostatnio jakieś dobre dziesięć lat temu, pomijając te dziwne maszyny, latające na niebie, którymi sterują te ciekawe mutanty. Chociaż nie spacerowałem wiele po naszych okolicach i nie widziałem żadnego śladu po ludziach, mogę po prostu stwierdzić, iż Cascadas bezpieczne. - stwierdził beznamiętnie, cały czas wpatrując się w wodospad. Ta odpowiedź mnie uspokoiła, i to bardzo. W końcu odnalazłam miejsce warte zamieszkania do końca życia. Znaczy, nie ja znalazłam, ale i cała sfora. W tym też Husniye, ciągle stojąca przy mnie. Spojrzałam na nią znacząco. Znamy się już dość sporo, więc dobrze zrozumiała, o co mi chodzi. W odpowiedzi skinęła radośnie głową, po czym wstała.
- Panie, chce pan iść z nami na obiad w gronie wszystkich naszych członków? - rzekłam, podchodząc do starca. Ból brzucha aż mną skręcał. Tak, to dobry czas na posiłek.
- Nie, dziecino. Pozostanę tutaj, wrócę później. - wzrok od spływającej wody oderwał jedynie na chwilkę, by pożegnać się z delikatnym uśmiechem. Westchnęłam cicho, jednak następnie kiwnęłam mordką, żeby później razem z Husi odejść.
Husi? Trochę nudnawe, ale nie miałam pojęcia o czym pisać :x
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz