Szedłem łapa za łapą, spokojnie rozglądając się po otaczających mnie wokół wysokich drzewach, przysypanych grubą warstwą śniegu. Niektóre były mocno przekrzywione na bok, grożące upadkiem. Jednak nie zniechęciło mnie to na tyle, by siąść pod jednym z nich. Oparłem się o pień, unosząc łeb do góry. Miły, a zarazem chłodny powiew wiatru przeszył moją sierść, powodując gęsią skórkę. Było tu spokojnie, a ciszę przerywał co raz szelest gałęzi, spowodowany powiewem wiatru. W głowie zacząłem sobie nucić jedną z zapamiętanych ostatnio melodii, przy tym kołysząc się na boki. Otworzyłem jedno oko, rozglądając się wokół. Ujrzałem śliczny, zimowy krajobraz, a na mój pysk wpełzł promienny uśmiech. Zgromadzona energia zaczęła buzować w środku mojego ciała i nie mogąc już więcej usiedzieć w jednym miejscu, znów zacząłem kroczyć przed siebie. Tym razem jeszcze bardziej zacząłem machać łbem na boki, próbując zanotować w mózgu każdy możliwy szczegół przepięknego otoczenia. Widziałem jednak, że mały, zwiędły liść, jak i wielki krzak potrzebuje mojej uwagi, więc obejrzenie wszystkich tych czynników zajęło mi dobre parę godzin. Zorientowałem się również, że wszedłem jeszcze na nie poznane przeze mnie rejon. W stadzie byłem około dwa dni, więc nie zaznajomiłem się z wszystkimi terenami. Nie zrażając się jednak, dalej maszerowałem z uśmiechem na pysku. Był jedynie problem w tym, że z każdą minutą coraz bardziej gubiłem orientację w terenie.
- Zgubiłeś się? - było to bardziej stwierdzenie, niż pytanie. Odwróciłem się i westchnąłem, następnie obdarzając towarzysza żałosnym uśmiechem.
- Mniej więcej - przytaknąłem - Jeśli mogę prosić, powiesz gdzie obecnie się znajduję?
Ktooooś?
Trochę żałośnie na początek, ale obiecuję poprawę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz