17 marca 2018

Od Husniye - "Wesele i seria niefortunnych zdarzeń" [3/3]

Tak. To już dzisiaj. Ślub Ate i Ray'a. Teraz. Właśnie ubierałam się w sukienkę. Sukienkę dla druhen. Moja była specjalnie powiększana ze względu na brzuch. Była ładna. Pudrowo różowa. Mówili, że będzie pasować do wystroju miejsca gdzie będą brać ślub. To dobrze. Chyba. Kimble też był zaproszony. Jak cała sfora. Tyle, że ja byłam druhną, a on normalnym gościem, więc musiał siedzieć sam. Dostałam kwiaty, które miałam trzymać. Ceremonia. Piękna ceremonia. Księdzem był jakiś pies z innej sfory. Pojawił się dzisiaj rano w sforze i bez wahania stwierdził, że będzie księdzem. Nikt mu nic nie mówił o ślubie. Trochę dziwnie, ale się sprawował. Miejsce, gdzie Ate i Ray brali ślub było piękne. Trawa zielona jak nigdy. Naprawdę wam powiem, że nigdy w swoim życiu nie widziałam trawy o tak pięknym odcieniu. Była taka soczysta. Jak kwaśne jabłko, jak łodygi tulipana, jak woda w ściekach... Nie. Bez tego Ostatniego. Po prostu piękna trawa. Kawałek dalej za łukiem ślubnym był piasek. Jego odcień można było porównać do sierści Suzaan, naszej alfy, która chyba niedługo już nią nie będzie.  Nie był mocny jak słońce. Słońce jest oczojebne. A piasek był przyjemny. Aż chciało się na niego patrzeć. Piasek nie wziął się znikąd, bo pięć metrów dalej była woda. Była taka czysta, że można było przez nią zobaczyć ziemię, a raczej piasek. Było widać wszystkie muszelki, rybki i wszystko zo w tej wodzie było. Ale jak się pochyliło, to stawała się tak niebieska, że zlewała się z niebem. Widok nieziemski. Jak ogromne wgłębienie w ziemi. Ale to jest widok, krajobraz. A dobrze byłoby opisać elementy potrzebne do ceremonii. Biały, ślubny kobierzec na którym leżały pudrowo różowe i białe kwiaty. Mini altanka, którą z przyczajenia nazywałam łukiem weselnym miała górę przyozdobioną również kwiatami, tylko też takimi o ciemniejszych odcieniach.  Falbany z materiału też wisiały tu i tam. Były ławki i dużo kwiatów. Bardzo dużo kwiatów. Zaczęło się. Sypanie kwiatków... No i mieli przynieść obrączki. Ale nikt nie przyszedł. Dobra, przyszedł, ale na około. Tyłem i powiedział, że obrączki się zgubiły. Jakaś miła para postanowiła użyczyć swoich. Sprawa została wyjaśniona. Przysięga... No po prostu pięknie. Tak jak na ślubie powinno być. Wesele. Czas na tort! Ja odpuściłam sobie jedzenia go. Jakość do mnie nie przemawiał. Wolałam kebsa. Ale nie mówcie Ate. Już para młoda miała ukroić pierwszy kawałek... Ale Ray się poślizgnął i wylądował w torcie. Od razu wybiegł z ogrodu i zapewne wrócił do miejsca, gdzie przysiągł Ate wieczną miłość, aby się obmyć. Kiedy już wrócił, wszyscy zastanawiali się gdzie jest DJ. Nikt nic nie wiedział. Zaczęłam szukać wzrokiem Kimble'a, aby po prostu z nim pogadać. Po krótkiej pogawędce, okazało się, że niedawno go badał i, że jest przeziębiony. Nie było DJ. Na szczęście poratował nas sforowy wokalista. Akira. Śpiewał na weselu. Nadszedł czas na tańczenie. Oczywiście moim partnerem był Kimble. No i kolejne nieszczęście tego dnia. Wszyscy sobie fajnie tańczyli nie, a tu nagle Ate potknęła się o suknie i niefortunnie upadła. Kimble musiał interweniować. Okazało się, że złamała łapę. Jej życzeniem było, abyśmy kontynuowali wesele. I się stało. Kolejne. Tommen właśnie sprzątał po malowaniu portretu ślubnego.  Ochlapał zieloną farbą swojego brata, Ray'a. Tak minął ten ślub i wesele. Ale mimo tego, było wspaniale.

Koniec.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz