18 marca 2018

Od Cherryvine cz.2

Skok, unik, uderzenie, parowanie*. Czynności te powtarzałam do znudzenia na moich treningach, więc właściwie już teraz robiłam to nieświadomie. Gdy jeden atakował, usiłowałam zmylić ich unikiem tak aby wpadli sami na siebie jednak nie było to tak proste jak myślałam. Byli inteligentni i pojętni, jak na wilki. Nie dawali mi odetchnąć, bo atakowali po kolei. Kiedy jednemu się nie udało, drugi zadawał cios. Czułam się bezsilna, po kilku odpartych atakach. Udało mi się zranić jednego z nich moim sztyletem, lecz to i tak za mało. W pewnym momencie poczułam mocne uderzenie w brzuch. Upadłam na glebę całkiem zdezorientowana, czułam się jak jakaś mała słaba dziewczynka. 
- Nie rób sobie żmudnej nadziei złotko, i tak tu zginiesz. Najpierw cię zerżniemy, a potem zedrzemy tą ładną skórkę. - odezwał się jeden. Uniosłam głowę, przecierając krwawiący nos. Zmierzyłam go spojrzeniem. Wstałam, i obróciłam kilka razy sztylet w łapie. 
- Nie byłabym tego taka pewna. - warknęłam, uśmiechając się kąśliwie, po czym chwyciłam broń w pysk i ruszyłam w ich stronę. Gdy zamierzał kłapnąć zębami w moją stronę, odskoczyłam i wykorzystałam drzewo znajdujące się obok aby przeskoczyć obok niego i znaleźć się z tyłu. Złapałam go jedną łapą za głowę, a drugą przystawiłam brzytwę do gardełka. Nie odważył się nawet unieść łapy w górę. Jego przyjaciel stał na wprost, obserwując mnie z niedowierzaniem. Wytarłam o basiora krew, która ciekła mi uporczywie z nosa. 
- Zarżnąć, to mogę ja ciebie, i to właśnie tym sztylecikiem, słoneczko. - szepnęłam mu do ucha, uśmiechając się jak psychopatka. Po czym przysunęłam sztylet, i przeciągnęłam nim bardzo powoli po jego gardle. Nie słychać było krzyków, tylko jakiś głuchy jęk, po którym zapadła totalna cisza. 


C.D.N


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz