Chciałbym wierzyć, że kiedyś ujrzę jakiegoś bałwanka, będę mógł rzucać śnieżkami we wszystko co się rusza. A przede wszystkim, iść na sanki. Tak, to jest jedno z moich wielu, bezcennych marzeń.
Przysiadłem na ławce, próbując przestać myśleć o pogodzie. Chciałem znaleźć sobie jakieś pożyteczne zajęcie, nie koniecznie musząc się integrować. Praca z kimś nigdy nie szła mi za dobrze, więc postanowiłem zostać malarzem. Mogłem malować obrazy jakie tylko mi się podobały, a przy tym delektować się ciszą i spokojem. No i nie zapomnijmy o szarlotce i kakao, to też jest najważniejsze. Brakowało mi tu właśnie tego. Ciszy, spokoju, no i tej głupiej szarlotki. Pomijając kakao, bo akurat nie miałem ochoty. Na horyzoncie pojawiła się moja młodsza siostrzyczka. Zawsze było w niej tyle dobrej energii życiowej. Podziwiałem ją, za bycie taką optymistką. Mnie nie udawało się żyć tak pozytywnie. Współczuję jej, że straciła wzrok chodź obserwując ją od czasu do czasu od razu można było stwierdzić, że tej suczce to nie przeszkadza. Jest bardzo dojrzała. Podejrzewam, że dojrzalsza ode mnie. Na mój pysk wpłynął mały uśmiech, gdy zauważyłem że za pomocą węchu zmierza w moją stronę. Podałem jej łapę, aby pomóc usiąść obok siebie. Wiedziałem, że nie jest w stanie mnie zobaczyć, mojego uśmiechu, gdy przysiadła obok. Wierzyłem w nią. Wierzyłem w to, że kiedyś odzyska utracony wzrok i będzie mogła zobaczyć znowu ten cholerny świat. Na pewno zbrzydnie jej po kilku minutach oglądania tej katastrofy. No ale, mój uśmiech na pewno ją uratuje. Przynajmniej, taką mam nadzieję.
- Rosalie, masz bardzo piękny wianek. - powiedziałem, przyglądając się świetnemu doborowi kolorów. - Od kogo go dostałaś?
- Dziękuję. - odpowiedziała. - Od jakiejś suni. Tom, jakie ma kolory?
No tak, nie była w stanie go ujrzeć. Nie mogła dostrzec tego, jak bardzo on do niej pasuje. Nie mogła ocenić tego pracochłonnego wianka, którym na pewno byłaby zachwycona. Zmarszczyłem czoło, przekręcając lekko łeb w lewo.
- Trochę bordowego, i trochę burgundu. - powiedziałem, lecz po chwili zdałem sobie sprawę że właściwie, to Ros może nie pamiętać jak wygląda bordowy i burgund.
- Tom, zapomniałam już, jak wyglądają te kolory. - skrzywiła się. - Mógłbyś mi je jakoś...Opisać?
Wziąłem głęboki wdech.
- Znaczy...Widzę tu kilka bordowych tulipanów. Bordowych, znaczy takich jakby..W kolorze wina, czy może krwi.. Ciemnoczerwona barwa, dodaje ci wdzięku. Przynajmniej ja tak uważam. - powiedziałem rozmyślając się. Chciałem za wszelką cenę chociaż trochę opisać jej te kolory. - A burgund? Nie wiem, jak opisać ten kolor. Dla mnie jest to podobny kolor do bordowego, ale każdy uważa inaczej. Przypomina mi nieco śliwkę. W tym kolorze są róże, umieszczone w wianku. Bardzo piękne. Róża, symbol miłości i pokonywania przeciwności losu. Odwaga, dojrzałość. To również do ciebie pasuje, nie sądzisz? Burgundowe róże są cudowne. Chyba postawie je sobie w mojej komnacie.
- Znasz się na kwiatach? - spytała, po krótszej chwili ciszy i słuchania mojego wykładu o kolorach. Zaśmiałem się lekko. Mam nadzieję że chodź w jakimś stopniu udało mi się odwzorować słownie te kolory. Chciałbym żeby mogła je zobaczyć, i podziwiać ten wianek tak samo jak ja.
- Nie, Rossalie. Nie znam się na kwiatach. - powiedziałem. - Chodź czytałem wiele książek o nich, jakoś nie zapamiętuję większości rzeczy. To co ci opowiedziałem, jest tylko malutką częścią informacji o tych niezwykłych roślinkach.
Rosalie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz