10 lutego 2018

Od Rosalie do Benjamina

*tak, moje pomysły na opowiadania zatrzymały się na poziomie schodów*

- Kto teraz ściąga Ros na górę? - usłyszałam wieczorem, kiedy leżałam na ziemi, patrząc się w sufit. Nie miałam co robić, poczytałabym książki, gdybym mogła, pomalowałabym, gdybym mogła. Nic innego nie przychodziło mi do głowy, więc skończyłam, jak skończyłam, nudząc się. Mogłam iść na spacer, ale było już ciemno i zimno, więc było też niebezpiecznie, zwłaszcza dla ślepoty.  Uratowała mnie myśl o kolacji, może jakaś siostra ściągnęłaby mnie na noc, może byłoby z kim pogadać. Wstałam na nogi, kiedy usłyszałam to pytanie. Zadane było przez Leię.
- Teraz kolej... Bena. - szepnął Tommen. Uh, już widzę, jak ładnie ściąga siostrę na górę. Prędzej by mnie zwalił ze schodów.
- W życiu, sama da radę, jestem głodny, chcę coś zjeść. - powiedział Ben. Podeszłam powoli do drzwi, otwierając je delikatnie, aby nie zaskrzypiały.
- Potem się najesz, no idź. - namawiała go Roxy. Ben prychnął i poszedł gdzieś, ale nie schodził na dół, poszedł na około do jadalni. Nie ma co liczyć na pomoc, pójdę sama. Powoli wyszłam z komnaty i ruszyłam do schodów. Dotknęłam łapą poręczy. Postawiłam jedną łapę wyżej i wskoczyłam na kolejny schodek. Jakoś wychodziło, ale nagle... Zdezorientowałam się i źle postawiłam łapę. Przekoziołkowałam w dół. Pisnęłam cicho. Po chwili poczułam na moim ciele jakąś łapę.
- Rosalie? Co jest? - spytała Roxanne. Szeptała coś z Rayem. Wstałam chwiejnie na łapy. Dotknęłam łapą któreś z mojego rodzeństwa.
- Spadłam ze schodów, ale to nic. - pisnęłam. Ray westchnął i popędził do góry, wejść pomogła mi Roxy. Słyszałam kłótnie Raya z Benem. Tak jak przypuszczałam, Ben poszedł do jadalni na około, drugimi schodami. Roxy wskazała mi krzesło i rozdzieliła Raya z Benem.
- Jak tam Tommen? - spytałam brata, obok którego wypadło mi siedzieć. Usłyszałam jak przestaje jeść. Odwróciłam pysk w prawo, tam gdzie siedział.
- Dobrze, zacząłem malować nowy obraz, przedstawia Most Rei. Piękne widoki tam są... - westchnął.
Zaczęłam dziabdziać jedzenie, znowu były ziemniaki i mięso.
- Nie wątpię. - powiedziałam po przełknięciu porcji. Kolacja skończyła się szybko, a odprowadziła mnie Leia. Szybko zasnęłam. Spałam długo, bo dwanaście godzin. Obudził mnie świergot ptaków za oknem. Dostałam od mamy naszyjnik z zawieszką. Zawieszka była metalowa, w kształcie lilii i róży. Była moim amuletem szczęścia. Chciałam go założyć, więc dotknęłam łapą biurka, gdzie zazwyczaj był, ale tym razem go nie było. Świetnie, ktoś mi go zabrał. Wyszłam z komnaty, podpytam rodzeństwo. Los chciał, że najpierw trafiłam na Benjamina, wyczułam jego zapach.
- Ben, widziałeś może mój wisiorek? - spytałam z nadzieją, że nie zacznie kłótni.

<Ben?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz