3 stycznia 2018

Od Suzaan cd. Leona - Quest #3

Czas z nowym znajomym przebiegał naprawdę przyjemnie. Nawet nie zauważyłam, kiedy wróciliśmy na polanę. Nieświadomie szliśmy w tym kierunku, ciągle, bezustannie obrzucając się śnieżkami. Kilka razy to ja oberwałam, kilka razy on. Mimo wszystko, oby dwoje nie odpuszczaliśmy. Każdy z nas miał ochotę wygrać, chociaż wspaniale wiedzieliśmy, iż to tylko zabawa. Po dość długiej chwili, trwającej około pół godziny, postanowiliśmy to zakończyć. Ze zmęczenia padliśmy na ziemie, pokrytą grubą warstwą białego, lodowatego puchu. Ponieważ posiadam wystarczająco grube futro, tak bardzo zimna nie odczuwałam, jednak spostrzegłam, że Leon aż się trzęsie.
- Chcesz się ogrzać? - zapytałam, cały czas dysząc. Wpatrywałam się w jego brązowe oczęta, czekając na jakąkolwiek odpowiedź.
- T-tak, to d-dobry pomysł. - zaśmiał się, wiąż drżąc. Wyglądało to zabawnie, ale się zmartwiłam, bo nawet zwykłe przeziębienie może być uciążliwe. Wstałam energicznie, po czym pomogłam towarzyszącemu mi samcowi. Miałam zadziwiająco dobry humor. Nie wiedziałam, co jest tego przyczyną. Może to, iż poznałam Leona? Iż nieco się otworzyłam na nowych znajomych? Lub po prostu świetna zabawa, którą również można uznać za trening? No nie powiem, jestem wykończona tak samo, jak po przebiegnięciu dłuższego dystansu.
- Więc co powiesz na rozluźnienie się... w klubie? - zapytałam, po czym sama prychnęłam z tego, co właśnie powiedziałam. Pies natomiast wziął to zupełnie na poważnie i radośnie skinął głową. Z zaskoczenia uniosłam wysoko kąciki ust, uważając, że to jednak nie jest taki głupi pomysł. Była dopiero trzynasta, także do końca dnia zostało jeszcze sporo. Tak, wiem, iż to nie jest najlepsza pora na rozrywkę tego typu, ale zawsze lepsze to, niż marznięcie w otulającym śniegu, prawda? Wreszcie ruszyliśmy w stronę wybranego celu. Zanim jednak tam dotarliśmy, gubiliśmy się po terenach. Co z tego, że prowadziła nas prosta ścieżka. Co z tego. Nie mam pojęcia, jak to zrobiliśmy. Fakt, zbaczaliśmy co jakiś czas z drogi, gdyż zainteresowały nas różne widoki, ale wydawało mi się, iż wracaliśmy później na wyznaczoną trasę. Tak minęła godzina, niezbyt spokojna, jednak przyjemna godzina. Spędziłam ją z nowym znajomym, z którym naprawdę sympatycznie się rozmawia, dlatego nie miałam powodów, by narzekać. Gdy spostrzegliśmy budynki, ucieszyszliśmy się, tego nie ukrywam. - Jeśli pierwsza dotrę do baru, stawiasz mi wino! - rzekłam radośnie i szybko, po czym popędziłam do klubu. Leon zaraz za mną, biegliśmy równym tempem. Natomiast udało mi się wygrać, gdyż zaraz po wejściu, ruszyłam do wysepki. Samiec z uśmiechem cały czas siedział mi na ogonie, ale kiedy zauważył, że już dotarłam, zwolnił.
- Dwa wina poproszę. - powiedział ciepło do barmana, zerkając na mnie. Gdy zamówił trunki, dosiadł się do mnie. - Tak czy inaczej bym zapłacił za ciebie. - stwierdził, śmiejąc się krótko. Ja również zachichotałam, jednak skończyłam dopiero po otrzymaniu alkoholu w kieliszku. Zaczęłam go pić z towarzyszącym mi psem.
- Ale pyszne... - rzekłam, delektujac się napojem. Leon skinąl pyszczkiem, po czym wziął kolejny łyk. Widać było, iż jemu też smakuje. Od wina się zaczęło. Od jednego niewinnego wina. Skończyło się natomiast na kilku whisky, paru drinkach, niewielkiej ilości łyków wódki. Pamiętam tańce, tak, szalone tańce. Pamiętam też zakłady o to, kto szybciej, czy więcej wypije. Działo się, działo, ale wreszcie musiało się skończyć. Już przed dwudziestą urwał mi się film. Mimo wszystko, bardzo mi się podobało. Naprawdę świetnie się z niedawno poznanym kolegą bawiłam. Humor dopisywał mi cały czas, dopóki nie nadeszła chwila obudzenia się następnego dnia. Coś okropnego. Chociaż okna w moim domku były zasłonięte, miałam wrażenie, że cały czas raziło mnie słońce. Przez to dochodził ból głowy, straszliwy ból głowy. Często, by go nieco zmniejszyć zaciskałam mocno szczękę, bądź silnie zamykałam oczy. Złe samopoczucie także mnie nie opuszczało. Czułam się serio masakrycznie, nie miałam ochoty gdziekolwiek wychodzić. Mimo to oczywiście musiałam, bo w swojej siedzibie nie mam na tyle zapasów jedzenia, aby wystarczyło na calutki dzień. Wyszłam najpierw na śniadanie, później obiad. Przechodziłam przez zaśnieżone ścieżki, niczym niewidzialna, niezauważalna. To mi pasowało. Nie chciałam z kimkolwiek rozmawiać. Pragnęłam tylko odpocząć i jak najszybciej wyjść z tego stanu, który aktualnie mi dokuczał. Kac. Po prostu kac. Kac, powodujący obrzydzenie do alkoholu, przynajmniej u mnie. Niby piwo było dość dobrym lekarstwem na wybudzenie się z tego transu, ale nie. Nie wezmę tego świństwa pod żadnym pozorem. Nie.
Dzień przebiegł mi bardzo nijak. Nie polepszało się, jednak też nie pogarszało. Leżałam większość czasu w łóżku, śpiąc lub czytając książki. Jakoś udało mi się go przetrwać, samotnie, chociaż, nie do końca. Pod wieczór postanowił mnie odwiedzić Leon. Wyglądał znacznie trzeźwiej, niż ja.
- Jak się czujesz? - zapytał zaraz po tym, gdy zaprosiłam go do środka.
- Okropnie. - odpowiedziałam, wzdychając ciężko. - A ty? - dodałam po chwili, ożywiając się nieco. Samiec usiadł obok mnie, uśmiechając się lekko.

Leon?
QUEST ZALICZONY
!25 sztuk złota i 30 PD!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz