Zabiliśmy kogoś. Psa. Naszego pobratymcę. Kogoś, komu powinniśmy pomóc. To mój brat, Ben, zadał ostateczny cios, ale to ja stałam obok i najzwyczajniej w świecie patrzyłam na to co robi, nie powstrzymałam go, może chciałam, by to zrobił? Uczestniczyłam w tym mordzie pośrednio, co czyni mnie równie winną co Benjamin jest. A teraz obydwoje jesteśmy na celowniku wielu osób, właśnie przez to, przez to, co się wydarzyło. Czego najpierw byliśmy świadkiem, w czym potem uczestniczyliśmy, w co się nieodwracalnie wplątaliśmy. Z pewnością wielu nas szuka. Z pewnością nie po to, by odbyć z nami miłą pogawędkę. Za każdym rogiem może czaić się ktoś, kto zechce poderżnąć nam nasze gardła. A Ben mnie tu zostawił. Samą. Narażoną na wielkie niebezpieczeństwo ze strony pewnych osób. Całkiem bezbronną.
Dotarło to do mnie z olbrzymią mocą i powaliło na kolana. Suchy szloch wstrząsnął moim wątłym ciałem, ramiona zadrżały, ogon podkulił, oczy zapiekły, a wszystko to nastąpiło samoistnie. Przejmujące zimno ogarnęło mnie całą, zacisnęłam powieki i zęby, chcąc odgonić okropne uczucie beznadziei i przerażającej pustki, które próbowało przejąć nade mną kontrolę. Poczułam pchnięcie, kopniak wymierzony w mój brzuch. Ból, tym razem fizyczny, rozprzestrzenił się po tej części mojego ciała, a z mojego zaciśniętego gardła wydobyło się krótkie parsknięcie, ale nie z bólu, ze śmiechu. Tego chciałam, właśnie tego, chciałam poczuć coś, coś fizycznego, tylko i wyłącznie fizycznego, bym dzięki tym odczuciom mogła wypchnąć i wyrzucić z siebie wszystko co właśnie dzieje się ze mną w środku, to coś co mnie niszczyło, sprawiało, że miałam ochotę krzyczeć z beznadziei, beznadziei które wypłynęła z tego, że nie umiem poradzić sobie z własnymi emocjami, które przytłaczają mnie przy każdej możliwej okazji, tak jak teraz. Chciałam... cholera, pierwszy raz chciałam coś sobie zrobić, tylko po to, by poczuć fizyczny ból. Tylko po to.
Następny kopniak, następny, następny. Ktoś chwycił mnie mocno za sierść na karku, chcąc wywlec mnie z lokalu; nie dałam się. Zaparłam się w sobie, podkładając się, by otrzymać jak najwięcej ciosów od obcych mi osób, które otoczyły mnie jak zwierzę na wystawce. Może tym właśnie byłam, tylko tym. Atrakcją turystyczną.
Kolejny zduszony odgłos mający być śmiechem wyrwał się z głębi mojego gardła i zaraz został zduszony czyimś warknięciem i uderzeniem mnie prosto w pysk. Teraz zrobiło się groźniej.
Zaczęli okładać mnie ciężkimi przedmiotami. Już nie było tak przyjemnie. Przestało mi się to podobać.
Pisnęłam, gdy ktoś wymierzył mi cios kijem w kręgosłup. Wygięłam się z bólu. gdy nastąpili mi na żołądek. Nie potrafiłam się odezwać; zresztą wszelkie próby wydania z siebie głośniejszego odgłosu kończyły się fiaskiem, w dodatku zagłuszane awanturą, która się tu właśnie toczyła. Cóż... przeze mnie.
Tym razem gdy ktoś chwycił mnie i zaczął ciągnąć po podłodze w stronę wyjścia, nie opierałam się ani trochę. Potraktowałam to jako wybawienie z mojego małego koszmaru. Zostałam wypchnięta za drzwi, a te zamknęły się za mną z wielkim hukiem.
Leżąc w bezruchu na mokrym chodniku, z obolałym ciałem i spokojniejszą duszą, myślałam o tym, co teraz ze sobą zrobić. Oczywistym dla mnie było to, że do sfory nie wrócę - pod żadnym pozorem. Nie wrócę, dopóki ta sprawa się nie rozwiążę. Lub chociaż przycichnie. Tyle mi wystarczy. Na razie jednak muszę tu zostać i pogłówkować nad jej rozwiązaniem.
Do mojej głowy wpadła myśl, myśl dotycząca sprawcy tego całego zamieszania. Dotycząca Bena. Zobaczyłam go przed moimi oczami; odchodzącego z tą dziwką i pewnym siebie uśmieszkiem na twarzy, jak zwykle napuszonego i chcącego zrobić na złość całemu światu.
Zostawił mnie w burdelu i poszedł pieprzyć się z jakąś tanią dziwką.
Zostawił mnie w burdelu i poszedł pieprzyć się z jakąś tanią dziwką.
Zostawił mnie w burdelu i poszedł pieprzyć się z jakąś tanią dziwką.
Zostawił. Mnie. W burdelu.
Niedorzeczność tej sytuacji sprawiła, że zaczęłam się śmiać. Długo, głośno, kpiąco, śmiech przerodził się w płacz, płacz w krzyk, krzyk w przeraźliwy wrzask, a on znów w śmiech, i tak wszystko zatoczyło koło, i leżałam tam, w błocie, w deszczu, śmiejąc się, krzycząc, wrzeszcząc, płacząc i czując przez to rozdzierający ból w skopanych żebrach, co powodowało napady kaszlu.
A potem podniosłam się z ziemi i niemalże się czołgając, podążyłam ulicą, chcąc znaleźć dobrą melinę, w której będę mogła przepalić gardło mocnym alkoholem.
I’m devoted to destruction
A full dosage of detrimental dysfunction
— Wyglądasz okropnie. — Zgryźliwy głos Benjamina przywitał mnie, ledwo co weszłam do środka. Wyrósł przede mną jakby znikąd i zasłonił mi przejście, czyżby liczył na konfrontację? Tak szybko zdążył wyjść od tamtej prostytutki? Nie zastanawiając się nad żadną z tych kwestii, odepchnęłam go i przeszłam tuż przy nim jak burza, szybko, mocno, ostrym krokiem zmierzając w nieznanym mi jeszcze kierunku. Czułam wściekłość, palącą wściekłość wyżerającą mi wnętrzności. Dzięki temu, skupiając się na tym destrukcyjnym uczuciu, łatwo było wypić mi pierwszego drinka. I drugiego. I trzeciego. I czwartego. Zaczęłam tracić rachubę, pijąc wszystko, co mi podsunęli, pewnie licząc na to, że z zamian za to dam im dupy w kiblu. Prychnęłam.
— Moja porządnicka siostra nie wylewa za kołnierz, wow, zaskakujesz mnie coraz bardziej, Roxuś. — Jakim cudem znalazł się tak blisko mnie w tak krótkim czasie?
— Zamknij się — warknęłam, i chciałam wlać w siebie kolejną dawkę alkoholu, ale zemdliło mnie porządnie. Pobiegłam w stronę, gdzie jak już zdążyłam się dowiedzieć, znajdowała się łazienka. Wbiegłam do środka i zaczęłam wymiotować prosto do sedesu. Co za dużo alkoholu to jednak niezdrowo...
Usłyszałam, jak drzwi za mną się zamykają. Wzięłam głębszy oddech i uspokajając żołądek, odwróciłam się w ich kierunku. Stał tam oczywiście Ben, w dodatku powoli zasuwający zasuwkę i oddzielając nas tym samym od świata. Byłam tylko ja i on.
I’m dying slow but the devil tryna rush me
See I’m a fool for pain, I’m a dummy
Might cut my head off right after I slit my throat
Tongue kiss a shark, got jealous bitches up in the boat
Eating peanut butter and jelly fishes on toast
And if I get stung I get stoked, might choke
Like I chewed a chunk of charcoal
Naked in the North Pole
— Chyba nie powinnaś tyle pić — stwierdził.
— Może — odparłam.
Na tym interakcja pomiędzy naszą dwójką zdecydowanie powinna się zakończyć. Ale nie zakończyła.
Gdyby ktoś się mnie potem zapytał, jak to możliwe, jak to się stało, nie potrafiłabym odpowiedzieć logicznie. Może to wina alkoholu. Może naszego wspólnego spierdolenia. Może to i to na raz. Może jeszcze coś innego.
Któryś z tych czynników sprawił, że przespałam się z moim własnym, rodzonym bratem. I brzmi to jak jakaś pieprzona komedia, a raczej parodia, ale to prawda.
Pamiętam, jak nagle znalazł się przede mną. Pamiętam, jak mnie pocałował. Pamiętam jego usta na mojej szyi. Pamiętam jego łapy zaciskające się mocno na moich biodrach. Pamiętam, jak podsadził mnie na umywalkę. Pamiętam, jak wpiłam pazury w jego boki. Pamiętam nasz gorączkowy oddech. Pamiętam mocne pchnięcia. Pamiętam, że było mi dobrze. Pamiętam, że pomyślałam wtedy, że to dobry sposób. Że skoro obydwoje jesteśmy tak popieprzeni, to obydwoje możemy na tym skorzystać. Że to dobry sposób, by zapomnieć.
Ale rzeczywistość nie odchodzi tak łatwo. Przekonałam się o tym już następnego ranka, widząc śpiącego na zimnych kafelkach w łazience, tuż obok mnie, mojego brata.
Brata, który właśnie mnie zerżnął.
that’s why my heart cold, full of sorrow, the lost soul
And only Lord knows when I’m coming to the crossroads
So I don’t fear shit but tomorrow
And I’m a sucker for pain, it ain’t nothing but pain
You just fuckin’ complain, you ain’t tough as you claim
Just stay up in your lane, just don’t fuck with Lil Wayne
I’mma jump from a plane or stand in front of a train
Cause I’m a sucker for pain
Benjamin?
<nie wiem czy powinnam przepraszać za ten shit czy cieszyć się z faktu, że się udało i właśnie wyszło to spod moich palców>
<i nie, wcale nie pisałam tego odtwarzając wciąż i wciąż pewną piosenkę o której ci mówiłam>
<i wo, pisane na emocjach, znowu>
<a ostatnia akcja była ustalana między mną a Ate, spokojnie ludziki>
!10 MONET ZA 1000 SŁÓW!
!10 MONET ZA 1000 SŁÓW!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz