8 marca 2018

Od Husniye cd. Kimble'a

Ja pierd*ole. Ja ci więcej nie pozwolę chodzić do baru. Nie toć, że uchlałaś się jak świnia, to skończyłaś tu. Boli mnie nie tylko łeb. W sumie wszystko mnie boli. Świetny, normalny dzień. A właściwie nie normalny. Dzień suczek. Spędzę go na kacu. A właśnie skończyłam tu. W łóżku, ale nie swoim. Na pewno. Bo wiecie, po tej wspaniałej sytuacji, jak postanowiłam pójść do baru, to nagle ktoś przyszedł. No i ten ktoś mnie zagadał. I skończyliśmy razem tu. I tym kimś był Kimble. Jak to mówią? Marzenia się spełniają Kimble. Szczęście miałeś. Ja miałam pecha. Nigdy więcej picia Hus. Nigdy więcej. Otworzyłam oczy. Mhm, tak, to zdecydowanie on. I jakby ktoś nie zrozumiał. Przespałam się z nim. Chcę stąd uciec. Zaszyć się w pokoiku i nie wychodzić. Ewentualnie skoczyć na herbatkę do Suz. Równocześnie nie chcę go obudzić. Może lepiej, jak nie będzie wiedział. Może nie będzie pamiętał? Będzie, raczej będzie Hus. Co ja odpierdoliłam. Hus. Zajebie cię kiedyś. Powoli zeszłam z łóżka i wyszłam z jego komnaty. O fak. Ma ktoś tabletki przeciwbólowe? Cofnęłam się jeszcze do jego komnaty i sięgnęłam je ze stolika. Sobie pocierpi jak nie ma zapasów. Wróciłam do komnaty i opatuliłam się kocykiem, kołysząc w przód i w tył. 

***Jakiś czas później***

Czułam się... Na pewno lepiej. Dużo czasu przeznaczałam na zbieranie na domek dla mnie. Pewnie spytasz się, czy udało się zapomnieć? No jak zapomnieć, jak po tym wszystkim przytyłam? Nie obyło się od wyznania Suz, która uświadomiła mi niedawno, że ten brzuch to jednak większy jest. I zapisała mnie do ginekologa. Mhm. Świetnie. Zaparzyłam sobie herbaty. Było południe, a czułam jakby był poranek. Jakby była piąta rano. Piąta. Byłam umówiona na czternastą, jest trzynasta. Więc musiałam się spieszyć. Po wypiciu herbaty wyszłam z komnaty. Zapukałam do gabinetu i usłyszałam ciche "proszę". Niezbyt kojarzyłam co się działo. Byłam raczej zestresowana. Co będzie. Jak będzie. Co wyjdzie na USG. Udało mi się wyłapać jedno zdanie.
- Gratulacje, będzie Pani matką sześciu szczeniąt! - oznajmił. Zakończyliśmy badanie, umówiliśmy się na kontrolę i takie tam formalności. Ale ja niezbyt kontaktowałam. Ja. Matką. Dzieci. Kimble'a. Fak. Wpadka. Wpadka. Wpadka. Sześć szczeniaków. Moja mała komnata. Nie mam jeszcze pieniędzy aby kupić domek. Nie. Nie. Nie. Trzeba powiadomić ojca. Skoro już wpadliśmy, trzeba dobrze wychować dzieci. Nie chcę, aby miały złe dzieciństwo. Zrobię wszystko aby wychowały się w normalnej rodzinie. W normalnej kochającej się rodzinie. Nie wiecie o co chodzi. Ja wiem. Będzie też wiedział Kimble. Jak mu powiem. To potem. Trzeba iść do Suz. Trzeba iść do Suz. Ona musi wiedzieć pierwsza. Poszłam w miarę spokojnie do jej pałacu i zapukałam do jej drzwi.
- No i jak Husi, co wyszło? - spytała, prowadząc mnie do środka. 
- Sześć. I nie kebabów. Żywych stworzonek. Suz. To nie kebeby. To nie jedzenie. - mówiłam szybko. 
- Oh Husi. Gratulacje, będziesz wspaniałą matką. - poklepała mnie po plecach Suz. 
- Dziękuję. Będę musiała odwiedzić Kimble'a. - westchnęłam. - A tak z innej beczki, masz może ogórki kiszone posypane kakaem z kalafiorem i twarogiem? Przekąsiła bym chętnie. - dodałam. Suczka się tylko zaśmiała i przyniosła mi normalne jedzenie, mówiąc, że nie ma nic innego. Niechętnie je zjadłam. W pewnym momencie musiałam się pożegnać z przyjaciółką i pójść do niego. Nie pukałam. Nie miałam ochoty. Pies odwrócił pysk w moją stronę. Czytał książkę.
- Gratulacje, wiesz, będziesz miał szóstkę dzieciaków! - powiedziałam, niby entuzjastycznie. - W związku z tym, propozycje nie do odrzucenia mam. Chcę aby dzieciaki miały normalne życie i dzieciństwo, aby żyły w przekonaniu, że ich rodzice się kochają i ogólnie nie są pojebani. Wiec tak, udajemy, że się kochamy i że jesteśmy partnerami, zgoda? - powiedziałam na jednym oddechu. Pies wyglądał jakby nie dowierzał.

<Kimbciu?>
Tak. Husi jest w ciąży.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz