6 marca 2018

Od Remusa - Quest#11

Siedziałem w pustym pokoju... nic tu nie było. Nie licząc jakiejś tabliczki i metalowych drzwi. Nie wiem jak ale zawsze miałem to ,,szczęście'', że wpadałem na jakichś psychopatów.  Tego dnia nie było inaczej. Wczorajszej nocy poszedłem najnormalniej w świecie spać i obudziłem się tu. Wszystko mnie bolało, byłem głodny, przestraszony i nie wiedziałem gdzie jestem ani jak tu się znalazłem.
Rozejrzałem się po pokoju. Był ogromny ale zupełnie pusty i otoczony cegłami. Podszedłem do ogromnych metalowych drzwi i obejrzałem je. Były zamknięte, a nie miałem żadnego klucza by je otworzyć. Zrezygnowany podszedłem teraz do metalowej tabliczki zawieszonej nad drzwiami.

,,Witaj Remusie. Skoro to czytasz znaczy, ze się obudziłeś. Nie martw się. Nic ci się nie stanie. Jeżeli wykonasz wszystkie dziesięć zadań. Zasady są proste: dziesięć pokoi, dziesięć zadań. Zrobisz wszystkie? Znajdziesz wyjście. Nie zdążysz? To zginiesz. Masz dobę.

Pierwsze zadanie: znajdź klucz.

Ps. Może nie wiesz ale obserwuje cię. Liczę czas od momentu gdy się obudzisz. ''

Zmroziło mnie. Miałem tylko dobę, a nawet nie wiedziałem która godzina i ile tak naprawdę już nie śpię! Ale to nie był czas na zastanawianie się i przerażenie. Pierwsze zadanie było stosunkowo proste. Zgadywałem, że trzeba było znaleźć klucz ukryty w cegłach. Problem w tym, że było ich dużo. Dlatego pokój był tak duży.
Szybko przysunąłem się do ścian i zacząłem po nich przesuwać łapami. Nie wiem ile czasu tak spędziłem ale poczułem jak pod moją łapą jakaś cegła się przemieszcza, a po chwili moim oczom ukazała się mała, drewniana skrzynka. Szybko ją wyjąłem i otworzyłem. W środku był mały kluczyk. Wziąłem go i otworzyłem drzwi. Przeszedłem do kolejnego pokoju. Pomieszczenie było niewielkie. Szybko pojawiłem się na wprost drzwi które były otoczone trzema wielkimi prętami. Na każdym z nich znalazł się inny symbol. Niedźwiedź, sowa i kruk. Obok każdego pręta była specjalna wajcha. Rozejrzałem się po pomieszczeniu szybko znajdując kolejną tabliczkę.

,,Pierwsze zadanie nie było takie trudne, prawda? Jeżeli tak to ucieszę cię. Drugie też nie jest trudne. Masz trzy obrazki. Odnajdź prawidłową sekwencję, a drzwi się otworzą''.

Zabrałem się do kombinowania. To mi wzięło już nieco więcej czasu ale po chwili odkryłem prawidłową sekwencję: kruk, niedźwiedź, sowa. Pręty rozsunęły się i mogłem otworzyć drzwi.
W kolejnym pomieszczeniu trzeba było znaleźć klucz zatopiony w ogromnym basenie. Nie wiem ile mi czasu zeszło ale przynajmniej z trzy godziny. Gdy w końcu miałem klucz i otworzyłem nim drzwi stanąłem w pomieszczeniu z różnokolorowymi płytkami. Musiałem przechodzić po tych dobrych czerwonych. Gdybym nadepnął na złą... wolałem nie wiedzieć co by się stało. Haczyk polegał na tym, że właściwe płytki były w dosyć dalekich odstępach od siebie. Użyłem więc sprytu i pomagałem sobie odbijając się niekiedy od ścian. Gdy ostatni odcinek był już za mną odetchnąłem z ulgą. Wytarłem łapą pot z czoła i wszedłem do kolejnego pomieszczenia. Tabliczka głosiła:

,,Gratuluje. Gdy wykonasz to zadanie będziesz już w połowie. Słuchaj uważnie:

Czterech strażników niosło jasny płomień, wszyscy w równym rzędzie. Pierwszy nie szedł z brzegu. Drugi co szedł obok Pierwszego grał pieśń tęskną. Trzeci szedł tuż przy swym wiernym zwierzęciu, Czwarty nie szedł obok pierwszego lecz ten również grał.''

Zmarszczyłem brwi. Pokój był stosunkowo niewielki. Przede mną były zamknięte drzwi, a w rogach pokoju cztery figury. Jeden ze zwierzęciem, drugi z fletem, trzeci z tym i z tym oraz czwarty bez niczego. Pod stopami każdej z figur leżała misa z popiołem, a na ścianie wisiała zapalona pochodnia. To było jasne, że musiałem zapalić misy w odpowiedniej kolejności. Po intensywnym myśleniu zaryzykowałem. Najpierw zapaliłem figurkę bez niczego, potem ta z fletem, trzecia figurka była ze zwierzęciem, a czwarta i z tym i z fletem. Przez chwilę się nic nie działo lecz nagle usłyszałem jakiś dziwny klik i drzwi rozsunęły się. Kolejna zagadka była zrobiona. W szóstym pokoju czekały na mnie cegły z różnymi malunkami i zagadka. Musiałem dotknąć tą cegłę gdzie był odpowiedni rysunek którą opisywała zagadka. Po chwili myślenia nacisnąłem tą z lwem. Odpowiedziałem dobrze i przeszedłem do siódmego pokoju. Zadanie było banalne proste. A przynajmniej z teorii. Musiałem przejść przez linę na drugą stronę, a na środku drogi chwycić kluczyć zawieszony na sznurku. Problem w tym, że pode mną lśniły groźne kolce.
Przełknąłem ślinę po czym schyliłem się i zacząłem się czołgać na czworakach. Lina zachybotała pod moim ciężarem ale utrzymała mnie. W połowie drogi musiałem trochę się podnieś i dosięgnąć klucz. Chwyciłem go w zęby i mocno szarpnąłem. Lina puściła. Odetchnąłem jednak dopiero po drugiej stronie. W kolejnym pokoju miałem istny parkour i musiałem uważać na podłoże naszpikowane pułapkami. Ku mojemu zadowoleniu nie były jednak jakoś specjalnie ukryte. Nadszedł dziewiąty pokój.

,,No. Widzę, że cię nie doceniłem. Oto dziewiąte, przed ostatnie zadanie. Widzisz tą rurę nad tobą? Zacznie się wylewać z niej woda gdy miniesz tabliczkę. Twoim zadaniem jest wytrzymać w niej tak długo aż wypełni się po brzegi. Dopiero wtedy otworzy się przejście które radziłbym szukać już teraz. Powodzenia''

Bałem się ale wolałem zaryzykować niż czekać aż upłynie doba. Zgadywałem, że i tak minęło już dużo czasu. Szybko więc przeszedłem za tabliczką i faktycznie. Z miedzianej, ogromnej rury zaczęła wypływać woda która powoli zapełniała pomieszczenie. Ja w tym czasie miałem szukać przejścia które miało się otworzyć. Niestety nie znajdywałem go, a pomieszczenie coraz bardziej się zalewało. W ostatniej chwili nabrałem powietrza gdy woda mnie przykryła. Zanurkowałem. Powoli brakowało mi tlenu ale los się chyba nade mną zlitował po gdy tylko woda dotknęła sufitu usłyszałem za sobą zgrzyt i zobaczyłem śluzę. Podpłynąłem tam resztkami sił i zamknąłem ją bo zaczęła się wlewać do niej woda. Szybko odetchnąłem z ulga, a potem ruszyłem rurą w całkowitych ciemnościach przyspieszając kroku. Uciekał mi w końcu czas. Nie wiedziałem ile tak szedłem ale w końcu powitało mnie światło. Aż z początku musiałem przymrużyć oczy. Ostatnim zadaniem ku mojemu przerażeniu był labirynt. Na tabliczce było napisane, że nie czekają na mnie żadne niespodzianki. Po prostu mam znaleźć przejście. Nie zastanawiając się długo szybko wbiegłem do labiryntu. Szczerze to nie miałem określonej taktyki ani nie przemyślałem gdzie dokładnie szukać właściwej drogi do przejścia. Po prostu biegłem na oślep w przeróżne zakamarki. W ogóle się nie zatrzymywałem ani nie zwalniałem z obawy, ze tracę czas. Adrenalina ewidentnie mi pomagała. Straciłem rachubę czasu. Ważne było tylko by znaleźć wyjście. I wtedy... uderzyłem w coś metalowego. Te coś nagle po chwili się otworzyło, a ja wybiegłem. Ostatnie zadanie! Skończyłem i jestem wolny! Pojawiłem się na jakiejś polanie, a przede mną widniała tabliczka.

,,Gratuluje. Ukończyłeś wszystkie zadania. W sumie to liczyłem na to, że nie zdążysz wszystkiego przejść i cie zabiję. A w najgorszym przypadku, że zginiesz na którymś z zadań. Cóż... najwyraźniej cię nie doceniłem. Zgodnie z umową jesteś wolny. Idź i zapomnij o tym. Już nigdy się nie spotkamy''.

Nie czekając na nic szybko uciekłem z tego miejsca nie patrząc nawet za siebie. A gdy byłem w hotelu bałem się zasypiać i z niego wychodzić przez tydzień.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz