5 marca 2018

Od Leona do Remusa

Był ranek. Zimny, ale słońce dawało po oczach. Zasłoniłem pyszczek kołdrą. Zadzwonił budzik. Budzik, który miał mi przypomnieć o ćwiczeniach. "Po jakiego grzyba mam ćwiczyć w zimę?", pomyślałem. Wstałem ospale z łóżka i zrobiłem sobie kawę. Wypiłem ją i wyszedłem z pokoju. Spojrzałem na zegar na korytarzu. Była 7 rano! Powoli zacząłem dreptać do schodów. Spotkałem pewnego psa. On nie wyglądał na tak zmęczonego jak ja.
- Dzień dobry. - Mruknąłem pod nosem.
- Dobry, dobry!
- A coś ty taki szczęśliwy?
- Nie wiem. Gdzie się wybierasz... yyy... yyy...?
- Leon. Idę na trening.
- Jestem Remus. I ja też idę na dwór. Tyle, że coś upolować, choć pewnie mi to nie wyjdzie.
- W jakiej branży robisz?
- Nauczyciel samoobrony. A ty?
- Morderca. Tylko do tego się nadaję. Może pomogę Ci coś upolować? Nie wyglądasz na doświadczonego łowcę. - powiedziałem. Ale ja byłem głupi! To zabrzmiało tak, jakbym był Kimble. A ja taki nie jestem. Chodziło mi tylko o pomoc, chyba młodszemu sąsiadowi.
- Możesz mi pomóc. Ile ty w ogóle masz lat?
- 4. A ty?
- 2. 
- No to rzeczywiście jesteś młodszy. - odparłem. Założyłem czapkę i szalik. Podobnie jak Remus. I wyszliśmy. Remus usiłował upolować zająca, ja zaś upolowałem sarnę.
- Chcesz? - spytałem.
- Miły jesteś. Z chęcią się poczęstuję. - rzekł Remus. Chyba naprawiłem mój błąd. Myślałem, że weźmie mnie on za dziwaka po tym, co mu powiedziałem. A jednak stwierdził, że jestem miły. A może to tylko jakaś przykrywka?


Remus?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz