16 marca 2018
Od Lei
Dzień jak dzień. Najpierw spałam, a potem, w nocy naprawdę żyłam. Było normalnie. Standardowo. Tak jak codziennie. Nic nie wskazywało na to, aby coś się wydarzyło. Naprawdę, uwierzcie mi, wszystko było wspaniale. Pięknie. Wręcz zaj*biście. Dostałam świetne zlecenie. Wynagrodzenie to było osiemset monet, jako zaliczkę już czterysta dostałam. Oczywiście miałam poturbować, po torturować i ostatecznie zabić pewnego psa. Pies ten nie był jakoś bardzo... Silny czy coś. Ale za to znany był, ze swojego sprytu. Nie przejęłam się tym. Pies miał na imię Eldorado. Z tego, zo udało mi się wyczytać z kartki, był psem rasy welsh corgi cardigan. Właśnie. Zapomniałam wspomnieć. Oczywiście, że przyjęłam zlecenie. Sama zabić go nie chciałam. Poturbowałabym i zostawiła. Mógłby jeszcze przeżyć. Więc tak naprawdę, to ja bym tego morderstwem nie nazwała. No ale kto by nie przyjął. Osiemset monet. No błagam. Nawet moja siostra Rosalie by spróbowała. Dostałam też adres jego zamieszkania. Miałam go zaskoczyć, bo jakbym normalnie zapukała, to by zdążył normalnie obmyślić plan. I naprawdę było świetnie. Nawet udało mi się go porwać. Ale skurczybyk zapuszczał paznokcie. No i wiecie co? Przeciął linę paznokciem, i kiedy ja się odwróciłam, spie*dolił uciekając z moimi pieniędzmi. Już trudno. Nie goniłam go. Sama wróciłam do domu, zacierając ślady, aby ten, kto dał mi zlecenie mnie nie znalazł. W domu, zapomniałam o zdarzeniu, normalnie idąc spać.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz