Wszystko było dobrze. Otrząsnęłam się po wypadku i spałam. Ale coś mnie obudziło. Dzina mglista masa, która nie miała nic, oprócz przerażającego uśmiechu i trójkątnych oczu. Otworzył usta, tym samym zgaszając jedyne światło w pokoju, czyli lampkę nocną. Usłyszałam przerażający głos.
- Husniye, ah... Jesteś mi potrzebna. Mam układ. Zabijesz najbliższą dla ciebie osobę, w tym przypadku Kimble'a, a w nagrodę dostaniesz trzysta monet. Jest też druga i ostatnia opcja. Dasz mi przejąć swoje ciało, a ja go zabiję. Masz sześć godzin. Powodzenia w wyborze - powiedział izniknął Przestraszyłam się nie na żarty. No tak, to był Kimb, ale proszę. Nie chcę być oskarżona o zabójstwo, zwłaszcza, że miałabym powody. Co to to nie. Przyda się jakiś dobry egzorcysta. Oj tak. Bardzo dobry. Bardzo, bardzo, bardzo, bardzo dobry egzorcysta. Naprawdę dobry, dobry, dobry, dobry. Od razu wstałam i pobiegłam do biblioteki. Szukałam jakiejś książki o duchach. Trafiłam na ducha koszmarów bliskich. To on. Nawiedza bardzo często. Jest jeden sposób na pozbycie się go. Jeden jedyny. Polanie jego mgły wodą, pomieszaną z sokiem malinowym, rosołem, czosnkiem, solą, potem z brudnych ubrań i z posypką z popiołu który powstał z kartki z napisem "Zgiń, przepadnij, w gówno wpadnij". Dziwne, ale podobno działa. Uratowało dużo mężów, chłopaków, dziewczyn, córek, synów, matek, ojców, sióstr, braci, przyjaciół i tak dalej. Wiec bez wahania zabrałam się za napisanie tego zdania na kartce i spalenie go. Kiedy popiół już był, zostawiłam go na później. Poszłam na sołówkę i poprosiłam o sok malinowy, kubek rosołu, pięć ząbków czosnku i sól kuchenną. Dużo soli. bardzo dużo doli. Poprosiłam jeszcze morderców a danie jakiś swoich przepoconych opasek czy coś. Wycisnęłam je z potu. Nalałam do miski wody, potem soczku, a następnie rosołu. Pokruszyłam ząbki czosnku i przesoliłam tą miksturę jak to zazwyczaj robiła moja matka. Potem tylko dolałam potu i popiołu. Cała mikstura nie wyglądała za ciekawie. Czekałam przy lampce na ducha. Miksturę miałam pod kołdrą. Duch się pojawił.
- Witaj! Podjęłaś decyzję? - spytał. Boje się, że nie wyjdzie. Boje się, że nie wyjdzie. Boje się, że nie wyjdzie. Boje się, że nie wyjdzie. Boje się, że nie wyjdzie. Boje się, że nie wyjdzie. Boje się, że nie wyjdzie. Boje się, że nie wyjdzie. Boje się, że nie wyjdzie. Boje się, że nie wyjdzie. Boje się, że nie wyjdzie.
- Spierdalaj! - wrzasnęłam. Chyba zapomniałam wam powiedzieć, że musiałam jeszcze wypowiedzieć to idiotyczne zdanie. No. Teraz wiecie. - Zgiń, przepadnij, w gówno wpadnij. - szepnęłam po chwili i oblałam ducha wodą. Ten zaczął wrzeszczeć, nagle zapłonął. Bałam się, że spłonę, że zrobiłam coś nie tak. Ale po chwili zniknął. Wiecie jaka to była ulga? Trochę się przez kilka dni stresowałam, że on wróci, ale nie wracał. Zobaczyłam też, że Kimble żyje, więc jest dobrze. To nie był podstęp.
Żyje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz