11 marca 2018

Od Foltesta

Tej nocy nie mogłem spać, ilekroć próbowałem zmrużyć oczy, na czarnym tle pojawiały się wizerunki postaci, które tak bardzo pragnąłem zapomnieć. Próbowały coś do mnie mówić, tak mi się przynajmniej wydawało, ja jednak nie chciałem ich słuchać, co wprowadzało je w złość. Przemieniały się na moich oczach w paskudne stwory, niemające w sobie nic ze znanych mi stworzeń. Ich oczy ziały bezdenną pustką, ciarki przebiegły po całym moim ciele, gdy próbowałem doszukać się w nich pozostałości po ich dawnych właścicielach. Po chwili bestie rozmywały się, jakby nagle ktoś postawił między mną, a nimi zaparowaną szybę, aż w końcu całkowicie znikały. Miałem już dość podobnych wizji, wstałem więc z łóżka, będącym znów w nieładzie. Opuściłem swój hotelowy pokój, pozostawiając w nim dręczące mnie postacie, miałem nadzieję, że do mojego powrotu wyprowadzą się z niego na dobre, opuszczą moje myśli. Starałem się zachowywać najciszej jak mogłem, mając na uwadze komfort pozostałych psów, zapewne większość z nich, jak nie wszystkie, już smacznie chrapała o tej porze, nie chciałem ich pozbawiać tego przywileju, który dziś nie był mi dany. Będąc przed hotelem, nie wiedziałem co w zasadzie mogę zrobić. Z braku lepszych pomysłów, ruszyłem przed siebie. Okolice wyglądała na opuszczoną, nikt nie chodził po ulicach, nie licząc huczącego wiatru, wszystkie lokale i domy były pozamykane, a światło księżyca rzucało na nie jasną poświatę. Do pewnego momentu panowała martwa cisza, aż na skraju lasu do moich uszu dobiegł charakterystyczny trzask łamanego patyka. Zastrzygłem uszami, skupiając wzrok na miejscu, z którego prawdopodobnie wydobył się dźwięk. Nie myliłem się, usłyszałem stamtąd szelest sztywnych od mrozu liści. Ruszyłem w kierunku, z którego dochodził. W mroku nocy zdołałem uchwycić jedynie ciemniejszą sylwetkę jakiegoś zwierzęcia. Nie było duże, ba, ledwo odstawało od ziemi. Śledziłem je, pamiętając o zachowaniu ostrożności. W pewnej chwili stworzenie zatrzymało się na leśnej polanie, ja natomiast przyczaiłem się w zaroślach nieopodal, bacznie obserwując jego poczynania. Jak się okazało, był to borsuk, wszędzie rozpoznam ten biało-czarny ryj. Co ciekawe, nie był jedynym przedstawicielem swego gatunku na owej polanie. Zebrała się ich tam pokaźna grupka. Może wydać się to dziwne, ale miałem wrażenie, jakby dyskutowały między sobą. Zdawało mi się, że cały czas uporczywie pokazują coś na ziemi, czego niestety nie zdołałem zauważyć przez kiepskie położenie mojego punktu obserwacyjnego. 
-Skubańce - usłyszałem ciche burknięcie przesycone nienawiścią, ale również pewną dozą uznania. Miałem jakieś towarzystwo.
-Ciii - syknąłem dyskretnie.
-Sam bądź ciiiii - odparł półgłosem drugi szpieg. Borsuki niczego nie usłyszały, zbyt przejęte debatowaniem. 
-Ty bądź ciiiiiiiiiii - odfuknąłem z irytacją, bacznie obserwując rozgrywającą się na polanie scenę. Nie wiem jakim cudem, ale chwilę później poczułem miękką łapę na swoim pysku, należącą do kogoś stojącego za mną.
-Po prostu się zamknij - rzucił, zabierając swoją łapę z mojego pyska. Przycupnął obok, również wbijając wzrok w borsuki - okradają członków sfory, trzeba się przekonać, co robią z naszymi rzeczami i sprawić, by mocno tego pożałowały.
-Muszę wiedzieć z kim mam urządzić borsuczą masakrę, wtedy pobawimy się w Sherlocka i Watsona, ty, rzecz jasna, jesteś Watsonem.


Ktoś się skusi? c:

2 komentarze: