"Ryba, jeleń, ryba, jeleń, ryba, jeleń, ryba" - wyliczałem, łamiąc patyk po każdym słowie. Gdy został z niego już mały kawałek, którego nie mogłem przepołowić, oznaczało to, że ostatnie słowo będzie moim śniadaniem, a był nim wyraz "ryba". Z tego, co się orientuję, kobiety często w taki sposób wróżą sobie, czy ich ukochany faktycznie darzy ich miłością, wiecie, rwą sobie jakiś kwiatek i skubiąc jego płatki klepią "kocha, nie kocha, kocha..." aż ostatni płatek, jak ta dobra wróżka, ujawni prawdę. Ja jestem prawdziwym samcem, psem z krwi i kości, dlatego łamałem patyk, logiczne, nie? Dobra, może nie, ale mniejsza o to. Wypadło na rybę i tego się trzymajmy.
Wolnym truchtem ruszyłem do najbliższego potoku, którego położenie przynajmniej kojarzyłem. O ile mi wiadomo, prowadził do jakiegoś wodospadu, a więc lepiej być nie mogło. Zapowiadało się obfite śniadanie. Biegłem wzdłuż rzeki, jednak w przeciwną stronę do jej nurtu, aż spostrzegłem w oddali wodospad, a na jego tle wirującą sylwetkę psa. Zaciekawiony odłożyłem śniadanie na później i zbliżyłem się do niego. Z niedużej odległości widziałem jego, a właściwie jej skupienie. Doskonale rozumiałem jej oddanie ćwiczeniom, sam uważałem samodoskonalenie za priorytet, dlatego też przycupnąłem na sporych rozmiarów głazie, pozwalając jej na dokończenie treningu. W roli obserwatora cierpliwie czekałem, aż mnie dostrzeże, była jednak zbyt skoncentrowana na prawidłowej postawie i doskonaleniu równowagi. Jednak w pewnej chwili pochłonęło ją to do tego stopnia, że zapomniała o zewnętrznych czynnikach, co jest chyba największym błędem. Poślizgnęła się, wpadając wprost do wody. Nie wytrzymałem w ciszy, wybuchnąłem głośnym śmiechem.
-Pokaż się! No dalej, pokaż jaki jesteś odważny. Już cię strach obleciał? A może mam ci pokazać co potrafię? Będą cię zbierać tygodniami! - krzyknęła, rozglądając się wokół siebie z morderczym wzrokiem, co tylko spotęgowało mój śmiech. Gdy jej nienawistne spojrzenie spoczęło na mojej osobie, zeskoczyłem z gracją z głazu i podbiegłem do niej. Stanąłem nad mokrą sunią.
-Chyba potrzebujesz pomocy, mała - mruknąłem, starając się opanować śmiech, wyciągnąłem do niej łapę.
-Za chwilę ty jej będziesz potrzebował - odfuknęła, odtrącając moją pomoc, włożyła w to całą swoją złość. Wyszła na brzeg, gdzie otrzepała się z wody.
-Ostrożnie z tymi groźbami. I tak, z chęcią zobaczę, co potrafisz, gdyż pierwsza prezentacja, śliczna, wyszła ci dość marnie - odparłem z szelmowskim uśmiechem. Suka uniosła jedną brew, akceptując wyzwanie, rzuciła się na mnie, skutecznie przewracając na ziemie.
-Chciałam nią jedynie uśpić twoją uwagę - warknęła, chyba brała to na poważnie. Zaśmiałem się krótko, obracając ją wokół siebie, przez co to ona była teraz przyszpilona do ziemi.
-Dobrze wiem, że nie miałaś pojęcia o mojej obecności - mruknąłem z satysfakcją, miałem nad nią przewagę, gdyż byłem silniejszy, nie zamierzałem jednak tego prezentować, dlatego dałem jej tzw. fory, oczywiście wykorzystałem do tego moje umiejętności aktorskie, by suka wciąż wierzyła w prawdziwość naszej walki. Dzięki temu wyswobodziła się z mojego chwytu i oddaliła na bezpieczną odległość. Zmierzyła mnie wzorkiem, oceniając swoje szanse i ruszyła szarżą na mnie. Uniknąłem ją bez większych trudności i palnąłem lekko w ucho, co tylko wzmogło jej rozdrażnienie.
-Więcej sprytu - rzuciłem z uśmiechem wyższości. Mimo wyraźnej niechęci do mnie, zastosowała moją radę i przy kolejnym ataku złożyła się do ślizgu, starając się podciąć mi łapy. Nie, nie, nie ze mną te numery, moja droga.
-Działaj szybciej - odparłem, podskakując lekko, suka prześlizgnęła się pode mną, nie wyrządzając mi żadnej krzywdy. Złapałem ją zębami za ogon, by jeszcze bardziej ją rozzłościć. Gniew i irytacja są w walce motywatorami, jeszcze mi za to podziękuje. Tym razem również nie zignorowała mojego polecenia. Ostatni atak byłby wzorcowy, gdyby nie fakt, że spodziewałem się go, wiedziałem o zamiarach i pewnych brakach mojej przeciwniczki, przy czym ona nie wiedziała niczego o moim stylu walki, nie zaprezentowałem żadnego ataku. Kolejny aspekt działający na moją korzyść. Nie zniechęcił on jednak atakującej suki. Biegła na mnie, pozornie zamierzając zaatakować z lewej. Wiedziała, że wtedy uskoczę w prawo, co też uczyniłem. Dało jej to możliwość skoku po przekątnej wprost na mnie, zgodnie z moimi domysłami. Chwyciłem ją w locie za sierść na karku, rzucając w rzekę.
-Kiedy umawiamy się na dalszą część treningu, słodziutka? - zapytałem lekceważąco, podchodząc do brzegu. Jej naburmuszona mina była cudowną kwintesencją pragnienia pozbawienia mnie życia
Leia? Mam nadzieję, że wybaczysz chłopakowi. ^^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz