20 marca 2018

Od Ate cd. Rayvonne'a

 Jutro nie przerażało mnie w żadnym stopniu. Tak naprawdę kroczyłam przez życie z uśmiechem na pysku, choć z początku samotnie, teraz z Ray'em u boku, tym psem, którego pokochałam na samym początku, psem, który pokazał mi prawdziwą miłość od pierwszego wejrzenia, w którą nie wierzyłam. Był ważną częścią mnie. Jego imię rozbrzmiewało w mojej głowie, przywoływało przyjemny dreszcz na myśl o nim, godne zapamiętania chwile, między innymi pocałunek, spoglądanie w jego oczy, nawet ukradkiem, cichy szept, gdy musnął swoim ciałem moje, chociaż po alkoholu, pamiętałam. Pamiętałam.
 Widząc go w drzwiach uśmiechnęłam się lekko.
 — Witaj, przyszły panie alfo — powitałam go. — Coś księcia sprowadza?
 — Przestań s... Ate — poprawił się, jakby nie chciał powiedzieć do mnie "skarbie" czy "kochanie". — Nic specjalnego, jednak poczułem potrzebę... może inaczej. Chciałem cię po prostu zobaczyć, tyle.
 Gdy słowa te trafiły do moich uszu, serce w momencie rozgrzało ciepło uczucia, jakim darzył mnie wyżej wymieniony. Delikatne zakłopotanie w połączeniu z ukrytą radością spowodowało, że niepewnym krokiem podeszłam do niego, a następnie nieśmiało pocałowałam w policzek, aby wyrazić "Ja ciebie również", tylko bez użycia słów, co najwyraźniej mi się udało, ponieważ odwzajemnił go, tylko śmielej, niż zrobiłam to ja.
 — Zaplanujemy coś na dzisie...
 Och, zupełnie zapomniałam, Suz prosiła, abyśmy wraz z moim przyszłym partnerem udali się do niej, aby porozmawiać na raczej znany temat, mianowicie dziedziczenie tronu, przez Ray'a, oczywiście.
 — Już wiem — odpowiedziałam sobie sama. — Idziemy do twojej matki, kurczę, czeka nas poważna rozmowa.
 Nie czekając na zabranie głosu przez psa, ruszyłam przed siebie, jednym ruchem zamykając drzwi pokoju za sobą, tuż przed nosem towarzysza. Popędziłam z, jak to się mówi, prędkością światła, przed siebie. A samiec nie zbijał tak zwanych bąków, był na równi ze mną, czasem go wyprzedzałam, nie mówcie, że nie, bo ja wszystko doskonale widziałam! A wracając do wydarzeń, niedługo po tym zawitaliśmy do pałacu zamieszkiwanego przez Suzaan.
 — O, jesteście — stanęła przy schodach na piętro, spoglądając na nas z góry. — Do salonu, tam wszystko ustalimy.
 Schodząc na dół potknęła się o stopień, całym ciałem obijając o poręcz, a także kolejne schodki.
 — Suzaan? Nic ci nie jest? — podbiegłam zmartwiona. — Chodź, pomożemy ci, powoli.
 Skinęła głową, wraz z synem suni pomogliśmy jej wstać, na całe szczęście była w stanie samodzielnie chodzić.
 Zajęliśmy kanapy w salonie, spoglądając na siebie nawzajem.
 — Więc, Ray, jestem niemalże pewna, że podjęłam dobrą decyzję. Będziesz wspaniałym władzą, z pewnością sprawiedliwym i uczynnym. Wiem, że jesteś w stanie podzielić się ostatnim okruchem chleba, aby inni nie chodzili głodni. Jednak... musisz pokonać swoją nieśmiałość, chociaż widzę, że idzie ci coraz lepiej — jej wzrok powędrował w moją stronę. — Pozostaje jedno - zgadzasz się?
 Błysk w jego oczach sam w sobie był uroczy, wiedziałam, że nie odmówi.
 — Zgadzam.
 W jednej chwili dotarło do mnie to, co powinno dotrzeć kilka dni temu. Miałam. Zostać. Samicą. Alfa.
***
 — Skarbie, wybierzemy się dziś na Most Rei.
 Skarbie. Powiedział "skarbie".
 — Dobrze, SKARBIE.

Rayvonne?
Nie zabij mnie, mężu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz