Tego dnia stwierdziłem, że na obiad udam się do karczmy. Nie wiem czemu wpadłem na taki pomysł. Chyba w głębi duszy miałem już dość samotności i wolałem być otoczony psami ale równocześnie nie mieć z nimi większego kontaktu. Tak pomiędzy. Tsa wiem trochę to dziwne. Chcieć mieć kontakt z innymi osobami, a równocześnie go nie mieć. Ale taki już byłem. Z jednej strony byłem sam, bo kto by się przyjaźnił z kimś takim? Z drugiej... potrzebowałem osoby do towarzystwa. Czy tylko ja mam takie coś? Chyba, a raczej na pewno tak. Bo kto byłby jeszcze tak bardzo dziwny. Tylko ja taki jestem...
Z takimi oto ponurymi myślami zmierzałem do karczmy z każdym krokiem zbliżając się do niej coraz bardziej. W końcu pojawiłem się pod budynkiem. Niestety byłem tak bardzo zamyślony, że nie zauważyłem iż jestem już na miejscu i dobiłem do drzwi. Odbiłem się od nich, przekoziołkowałem i upadłem na plecy. Momentalnie chwyciłem się za pulsujący i bolący nos. Rozmasowałem go nieco po czym szybko wstałem kuląc się. Rozejrzałem się speszony na boki. Parę psów spojrzało na mnie spode łba jakbym uciekł z wariatkowa. Znowu zrobiłem z siebie idiotę! Super! Szybko wszedłem do karczmy nadal speszony i jeszcze bardziej przygnębiony. Było tam pełno psów ale udało mi się znaleźć wolne miejsce obok którego siedziała jakaś suczka wyglądająca na husky. Niepewnie podszedłem do niej. Ta zauważyła mnie i obróciła się w moją stronę.
- Em... przepraszam... wolne? - wydukałem nadal lekko oszołomiony moim bliskim spotkaniem z drzwiami.
<Shelby?> Wybacz, że tak długo plus nudne jak flaki z olejem ;-;
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz