Mogło się to wydawać dziwne, rumianek w środku zimy, jednak przysięgam, że ten o to kwiatek czy tam zioło rósł, bądź rosło na polanie, widziałam na własne oczy, a tak stara nie jestem, żeby coś mi się myliło albo żebym miała zwidy. Co to, to nie. Rzuciłam go na stolik przy drzwiach. Dzisiaj nie było czasu na przesiadywanie w szpitalu, przy niej. Nie, to nie dlatego, że spędzanie z nią czasu należało do czynności najzwyczajniej nudnych, po prostu obowiązki. Dużo obowiązków, planowanie przebiegu remontów i budowy, malowanie, sprzątanie, a do tego pisanie. Shel musiała poleżeć sama, ewentualnie z Kimblem, o ile towarzystwo osobnika płci męskiej nie będzie jej zawadzało. A poza tym ma książki. Dwie. Jeśli skończy obie, przyniosę coś jeszcze, bo nie brakuje mi ich, szczególnie tych autorskich. Opuściłam budynek szpitalny i skierowałam w stronę hotelu, który z każdym dniem stawał się coraz piękniejszym budynkiem, odnowionym. Cała sfora była z siebie dumna, wszystko było w lepszym stanie niż wtedy, kiedy przybyliśmy tutaj. Suz, którą śmiało mogłam nazwać moją przyjaciółką, zaufała mi w pełni, pozwalając zarządzać budową. Czy nie wspominam o tym zbyt często? Oj, chyba tak. Ale nie dziwcie się, proszę, Suzaan to alfa, zaufanie alfy, jedna z rzeczy, o których dziesiątki psów mogą pomarzyć, a mi udało się je zdobyć.
Minął cały dzień, a ja wróciłam do szpitala, aby odwiedzić Shelby.
Shelby?
Wybacz, że aż tak krótkie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz