24 lutego 2018

Od Rayvonne'a cd. Ate

Sfora, coś cudownego. Coś niebywałego. No w sumie, jest ich naprawdę sporo, jednak Kingdom of Dogs jest wyjątkowe. To mój dom, to moja rodzina. Każdy może tak mówić, nawet najzwyklejszy, bezdomny szczeniak z ulicy, jednak ja jestem tego pewien w stu procentach, a nawet mam dowody. Może i nie materialne, ale wystarczy pomyśleć. Jestem księciem alf, więc Suzaan to moja matka, a pozostałe jej dzieci są mym rodzeństwem, natomiast, co z tego? Liczy się to, iż każdy nad ma tego samego przodka, jednak nie łączy nas tylko to. Również uczucia, które niektórzy tłumią w sobie, czego być nie powinno. Każdy powinien wiedzieć, co drugi myśli o nim. Ja niestety należę do tej głupszej części czworonogów, bo nie potrafię ich wyrazić, a szczególnie jednej wspaniałej istocie. Może ma coś do tego fakt, że nawet nie jestem pewien co do tych myśli, czy przypadkiem się nie mylę, w to wątpię oczywiście, bo zawsze przy niej nogi mi drżą. No dobra, przy Benie też tak mam, ale to co innego. Brat powoduje u mnie strach, a... ona... nie wiem jak to dobrać w słowa. Zawstydzenie? W pewnym sensie zakłopotanie? Matko, przecież ja się po prostu rozpływam w jej przepięknych oczach. Łatwo się domyślić, kim jest opisywana przeze mnie sunia, bo takich jest niewiele. Nie, ładnych sporo widziałem, natomiast niesamowicie olśniewających urodą, będących przy tym niezwykle inteligentnych, odważnych i kochanych, to jeszcze nie spotkałem. Oczywiście oprócz Ate, to ona jest wyjątkowa. Tak właśnie myśląc o jej cudowności, przypomina mi się moje nierozgarnięcie i idiotyzm, co jedynie wszystkich odpycha. Mimo wszystko, suczka nadal jest moją najbliższą przyjaciółką i chyba nie ma zamiaru odchodzić, przynajmniej mam taką nadzieję. Doskonale mnie rozumie, pomaga, doradzi. Zawsze siedzi przy mnie, kiedy akurat jej potrzebuję. No po prostu niesamowita. Co, jeżeli wreszcie wezmę się w garść, by wyjawić swoje uczucia, a ona dopiero wtedy odpuści? Nie wiem, czy to przeżyję. Nie wiem, czy dam radę się pozbierać. Chociaż znamy się naprawdę krótko, do celu, jakim była przyjaźń, dotarliśmy szybko. Teraz stawiam sobie kolejny punkt, o wiele więcej wymagający, na pewno trudniejszy, jednak warty dokonania. Jest nim miłość, tak, odwzajemniona miłość, czyli coś pięknego, tak jak ona.
Nie udawaj idioty, Ray, przecież ty nie zasługujesz na nią, wyższa półka, ogarnij się. Ah, no tak, ty nawet nie musisz udawać. Życie doprowadziło mnie do takiego stanu, że dobrze wiem, kim jestem, czyli tępym, niedorobionym cymbałem, który chce wiele, a mało może i umie. Tak, do tego pragnienia również zalicza cię po prostu potrafienie, potrafienie odnaleźć samego siebie, potrafienie uwierzyć w siebie, potrafienie zmienić się, a przy okazji pozostawić cząstkę siebie. Aktualnie jest to dla mnie rzecz niemożliwa, fantastyczna, czyli coś, czego raczej nigdy nie dokonam. Kilka osób ma nadzieję, iż jednak nadejdzie ten czas, gdy zrozumiem dobro bycia samym sobą. Kilka osób, ta, mama, siostry, no może nie wszystkie, bracia, oj, brat, no i Ate, ta jedna jedyna, wyjątkowa, cudowna, która nawet w chorobie lśni blaskiem swojej boskości. Tak, biedna sunie leży w swoim hotelowym łóżku, oczekując ode mnie towarzystwa. Chcę jej pomóc, chcę tego, czego ona chce, a nawet więcej. Dlatego odwiedzam suczkę, troszczę się o nią. Już nie zależy mi na tym, by kiedyś role się odwróciły i to ona się nade mną opiekowała. Ważna jest dla mnie zwyczajnie ona, sama ona, jej byt, jej ciało obok mojego. To coś możliwego, co możemy dokonać wspólnymi siłami, wystarczą jedynie nasze uczucia i chęci, no i ogólnie my, to raczej pewne. Tak jest, i mam nadzieję, tak będzie.
Dobra, koniec spoglądania w przyszłość, czas zająć się teraźniejszością. Dość niezręczną teraźniejszością.
Ja. Ona. Ja leżę na podłodze. Ona nade mną. Ja pod nią. Czuję szybkie pulsowanie serca, ciepło jej ciała, prawie że stykającego się z moim. Słyszę oddech Ate, tylko to słyszę. Widzę... oj, dużo widzę. Czy nie za dużo? Nie wiem, ale właściwie jestem z tego dumny. Jestem tak blisko jej, fizycznie oczywiście, a nie wymagało to ode mnie wiele wysiłku i trudu. A, zapomniałem, czuję jeszcze ból zadka, bo to na niego upadłem. Ale nie będę się teraz przejmować moim tyłem, nie chcę się teraz kompletnie niczym przejmować, natomiast jestem do tego zmuszony. Boję się cokolwiek powiedzieć, bo śmierdzący oddech, bo za głośno, bo za cicho, bo palnę głupotę, co jest wręcz oczywiste. Dobra, czas zakończyć tą niezręczną sytuację i ciszę, co chyba suczkę bawi, bo zaczyna się coraz szerzej uśmiechać. Trochę mnie to dziwi, bo ja się pocę, a ona bawi, ale to już nieważne. Odwróciłem łebek na bok, by nie dotknąć moim smrodem nosa Ate.
- Twoje oczy z bliska wydają się jeszcze bardziej bursztynowe. - rzekłem, na co sunia wybuchła śmiechem, sturlając nie z mego ciała. Akurat w tą stronę, gdzie ja położyłem swoją debilną mordę. Mogłeś się powstrzymać, Ray, mogłeś, jednak jesteś zbyt głupi.
- Jesteś słodki. - wymamrotała zaraz po uspokojeniu swojego głośnego chichotu. Chyba się nieco zawstydziła, bo się nieco skuliła, chowając przy tym głowę w łapach. Ja również stałem się okropnie zakłopotany. Dziwna sytuacja, jedna po drugiej. Już się boję, co może się stać za chwilę.
- Czujesz się lepiej? - zapytałem cicho.
- Tak.
- Chcesz się przejść? - dodałem, przed tym nawet nie myśląc.
- Tak.
- Więc chodźmy.
O kurcze, Ray, ty robisz postępy! Jestem z ciebie taki dumny. Zacząłem piszczeć w duszy ze szczęścia. Sam, bez niczyjej pomocy, udało mi się wywinąć z niezręcznej sytuacji. Mimo wszystko, nadal boję się iść dalej. Bo zaraz sam wpadnę do czarnej dziury, jaką niektórzy nazywają wulgarnie (Ray trzyma klasę, co nie), i nie zdołam się z niej wydostać.
Wstałem, wzdychając ciężko. Co począć, co począć. Podałem łapę suczce, pomagając przy tym również jej wstać. Co dalej, co dalej. Otworzyłem drzwi od pokoju i grzecznie czekałem, aż Ate wyjdzie pierwsza. Gdy to zrobiła, ruszyłem za nią, zamykając później wrota. Dobra, nieźle idzie. Nie, dobrze szło. Szło, dopóki nie przestałem iść i się wywaliłem. Idiota.
- Ray, coś się stało? - usłyszałem głos suni, stojącej aktualnie nade mną.
- N-nie... - wymamrotałem, ostrożnie się podnosząc i u boku przyjaciółki stawiając kroki dalej. Tylko gdzie iść... Ate jest nadal chora, więc nie powinniśmy wychodzić na zewnątrz, tym bardziej w zimę. Więc kierunek biblioteka! Moja towarzyszka jest pisarką, więc ten wybór będzie jej pasował.

Ate? Nie mam pomysłu, rozwijajmy to jakoś szybko, bo wiesz xD

!10 MONET ZA 1000 SŁÓW!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz