Ruszyłam razem z Suzaan na obiad. Wszystko stawało się coraz normalniejsze. Malcolma brakowało nadal, ale członkowie sobie radzili, zresztą trochę też ich doszło. Ja zaś coraz częściej gadałam z moim kolegą z pracy. Nie miałam innych przyjaciół niż Suzaan, więc chciałam znaleźć jeszcze kogoś, z kim mogłabym porozmawiać. Dorosłe dzieci Suz też znalazły sobie towarzystwo. Benjamin może, nie, ale to chyba każdy zna powód. Rayvonne jest ciągle widziany z niejaką Ate, która również zaprzyjaźniła się z Roxanne. Lei jakoś nie widziałam, ale znajomych ma, przynajmniej tak twierdzi Suz. Rosalie zadaję się głównie z rodzeństwem, ale ostatnio miałam okazję dać jej wianek i zauważyć ją z jakimś aussie. Ciągle coś do niej mówił, komplementował, ale Ros nie wydawała się jakoś specjalnie nim zainteresowana. Wszyscy sobie radzili. Nawet ja, nawet Suzaan. Dla mojej przyjaciółki było to okropnie trudne, chociaż dla mnie też. Okropnie trudne. Stop. O tym już za dużo myślenia. Cofnij Husi. Cofnij. Żyjemy tą chwilą Husi. Tą chwilą. Cascadas jest wspaniałe, dodatkowo więcej psów można tu spotkać co się wiąże z nowymi członkami. Zbierałam pieniądze na własną chatkę, z dala od innych. Hotel to hotel, ale własna chatka byłaby wspaniała. Dobra, może odkładanie nie szło mi za dobrze, ale do tej pory nic jeszcze nie kupiłam, po prostu nie mam jak zarabiać, ale spokojnie, to się zmieni. Wianków mam coraz więcej, zresztą znalazłam taki spray w hotelu, chyba było do ludzkich włosów, ale dobrze trzymał kwiaty, nawet jak zwiędły, to nie opadały, dla tego żaden wianek się nie marnował. Nie zarabiałam na tym, chyba, że ktoś naprawdę wcisnął mi na siłę monetę. Tak raczej starałam się utrzymać z mojej pensji. No ale.
- Husi! Husi! Nie wejdź w drzwi! - ostrzegła mnie Suzaan. Ale się zamyśliłam. Doszłyśmy do hotelu w którym znajdowała się stołówka, więc można powiedzieć, że byłyśmy prawie na miejscu. Odsunęłam się od tych drzwi i je otworzyłam. Teraz już w nie nie walne. Weszłam z Suz po schodach na korytarz ze stołówką. Moja przyjaciółka otworzyła drzwi na stołówkę. Wszyscy siedzieli przy stole. Akira siedział na końcu stołu. Nie rozmawiał z nikim. Nie wiem dlaczego, wydaje się fajny. Ate jak zwykle siedziała z Ray'em, a obok Ray'a Roxanne. Zaraz obok siedziała Rosalie. Potem Benjamin który chyba nie chciał siedzieć przy rodzeństwie. Obok Benjamina siedział Tommen, a obok Toma Cherryvine. Obok Cherry siedziała Leia. Potem Leon, Kenai i Marshmellow. Potem Sasuke, Shelby i Verde. Na drugim końcu stołu siedział Kimble, a obok niego były dwa wolne miejsca więc się z Suz dosiadłśmy. Tak, na razie sfora jest taka mała, że wszyscy mieszczą się przy jednym ogromnym stole. To nas wszystkich do siebie zbliża, chociaż niektórzy by najchętniej stąd sobie poszli i zjedli obiad spokojnie w swojej komnacie. Na środku stołu był garnek z zupą. Raczej jemy mięso, ale teraz komuś udało się zawinąć z wioski ludzi kilka smakołyków. Miski były na każdym miejscu. Sięgnęłam miskę i wstałam aby dosięgnąć do garnka. Wszystko byłoby świetnie, ale oblałam się barszczem. Dlatego wolę mięso. Nie zmarnuje się. A teraz? Nie toć, że zmarnowałam jedną porcje jedzenia, to jeszcze jestem cała obklejona barszczem. Sięgnęłam pierwszą lepszą serwetkę i zaczęłam się wycierać, ale to nic nie dawało.
<Suz? Też nie mam pomysłu>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz