18 lutego 2018

Od Ate cd. Roxanne


— Cześć, Roxy — uśmiechnęłam się do siedzącej przy barze. — Co u ciebie słychać?
To pytanie rozpoczęło naszą rozmowę, ale również ją zakończyło. Nie zdążyła odezwać się słowem, naszą konwersację, jakże krótką, przerwał nam doskonale znajomy mi głos. Ray, który dziwnym trafem znalazł się w barze w tym samym czasie, co ja. Niedaleko była scena, a o ile jeszcze się nie zorientowaliście, na niej zestaw do karaoke. Zaproponował wspólne śpiewanie, niekulturalnie byłoby odmówić. W dodatku śpiewałam ponoć bardzo ładnie, co dodało mi punktów. Widząc brata, Roxanne opuściła łeb. Odeszłam wraz z nim, zostawiając ją samą. Pozwolił mi wejść na scenę jako pierwsza. Sięgnęłam po mikrofon (tak, mamy tutaj mikrofony). Jeden z dwóch podałam przyjacielowi, wspólnie wybraliśmy piosenkę Imagine Dragons, On Top of the World.

If you love somebody
Better tell them while they’re here ’cause
They just may run away from you

Youll never know quite when well
Then again it just depends on
How long of time is left for you

I’ve had the highest mountains
I’ve had the deepest rivers
You can have it all but life keeps moving

Now take it in but don’t look down

Hej, nie szło mi aż tak tragicznie, jak mogło się z początku wydawać. Wczułam się w śpiewanie, a gdy przyszła pora na Ray'a, po raz kolejny wzięłam głęboki wdech. Do Rayvonne'a należał refren, zaśpiewał bez zarzutu, nawet ten kołek Benjamin nie miałby się do czego przyczepić. Eh, ten właściwie doczepiłby się do wszystkiego, ale nawet nieważne.
Pożegnałam psa, ten musiał iść, obowiązki, ciężki trening. Postanowiłam wrócić do Roxanne, nie zmieniła położenia przez te kilka minut.
— Jeden, mocniejszy, proszę — mruknęłam do barmana. — I co, Roxy? Masz zamiar tak siedzieć, czy może ruszymy się gdzieś? — zwróciłam się tym razem do suki. — Nie? Wierzę, że chcesz się gdzieś wybrać, a warto! Wypiję i możemy iść, dobra?
Leniwie przytaknęła, miałam wrażenie, że jest nieobecna, odpłynęła gdzieś, a tutaj została jedynie ciałem. Samiec podał mi szklankę z czerwonym trunkiem, kilka łyków i szklanka była pusta. Kiwnęłam do Rox, łapiąc sukę za łapę, wybiegłam z baru, udając się najprościej - przed siebie. Było tyle możliwości, tyle łąk, tyle lasów, tyle jezior, tyle budynków, tyle tajemnic, tyle zwierząt, tyle przygód, a my, dwie, w pełni dorosłe samice, wpatrywałyśmy się przed siebie.
— No spójrz, Roxanne Suzanne, ile tego tutaj jest! Nie tylko tej zieleni, ta cała zieleń zaczęła już wchodzić w brąz, przez to mam dość tej błotnistej i nieciekawej zimy, zero śniegu, plucha i woda. Zróbmy coś! Spójrz, tam, proszę cię. Wiem, że to ja zazwyczaj jestem tą poważną, ale dzisiaj czuję, że moim obowiązkiem jest rozweselenie cię i sprawienie, że nie będziesz taka niemiła, bo często jesteś, Roxy. A więc, moja droga, gdzie panna chce iść najpierw? Jestem otwarta na wszelkie propozycje, naprawdę! — wskazałam przed siebie, to tak kusiło!
Tak jak powiedziałam znajomej, na co dzień rozważna, spokojna i co najważniejsze, poważna. A teraz? Teraz miałam ochotę się wyszaleć! Tak, tak, tak, wyszaleć! Spójrzcie, po prostu spójrzcie. To mnie woła! Woła "Ate, Ate, chodź! Nie widzisz tego wszystkiego? Potrzebujesz przygody, chodź!" i tak dalej. Czy ona tego nie czuła? No niemożliwe! Wołało nas obie, nie jedną, mnie, o b i e. Nie mogłam jej zostawić!
— Halo, halo! Rox, gdzie idziemy? Nie ma możliwości "do domu". Powiedz coś, powiedz...

Roxanne?
Czyżby było tak źle z mojej strony jak ostatnio?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz