4 marca 2018

Od Shelby cd. Ate

Właśnie wyszłam ze swojego hotelowego pokoju. Może nie był idealny, ani nie był jakoś specialnie wielki, ale był przytulny a i przebywanie w nim sprawiało mi przyjemność. Trochę się posprzątało, poczyściło - uogólniając doprowadziło do porządku. Może i pachniało nieco starociami, bo meble to chyba z poprzedniej epoki były... Ale tak jak wspominałam: były praktyczne i po drugie - wcale mi to nie przeszkadzała. W dodatku na podłodze leżał dywan. Niezmiernie się ucieszyłam gdy dowiedziałam się, że mój pokój jest zaopatrzony w taki asortyment. Przydałaby się jeszcze jakaś donica z kwiatkiem, i kilka książek, które mogłabym usadowić na pustej, obkurzonej półce. Ewentualnie jakiś obraz, aby rozweselić wnętrze. To raczej w przyszłości, aktualnie tyle mi wystarczało. 
Nie miałam się czym zbytnio zająć, bo dopiero robił się ranek i nikt narazie nie zabierał się do pracy. Wspólny wysiłek wielu pomocnych łap dał efekty, gdybyście mogli zobaczyć jak teraz wszystko wygląda. Nie mam słów, a różnica jest ogromna. Większości psów jeszcze nie znałam i rozpoznanie ich sprawiało mi niemałe kłopoty - tymbardziej, że miałam trudność z zapamiętywaniem imion. Czemu się tu dziwić? Jest nas ponad dwudziestka, w dodatku nadal dołączają nowi. Musiałam się oderwać od Ate, poznać innych członków, chociażby dla własnej satysfakcji. Mimo to postanowiłam poszukać jej. Z racji tego, że przychodziła do mnie do szpitala musiałam jej podziękować. Zmarłabym tam chyba z nudów. Mojemu wspaniałemu lekarzowi już zdążyłam się odwdzięczyć, i miałam nadzieję, że nie miał mi tego za złe. No co? Śmiejcie się śmiejcie, ale te porządki w gabinecie dały mi sporo do myślenia. Nie mogłam wyglądać jak zombi, rodem z horroru! Miałam nieźle podkrążone oczy... Naszczęście znikła mi już ta oznaka zmęczenia. Zdążyłam więc już zrobić sobie poranną toaletę. Co z tego, że wyglądałam przyzwoicie. Co z tego, że cieszyłam się z małych rzeczy, gdy w moim sercu zionęła ogromna pusta dziura. To ona niepozwalała mi do końca uśmiechać się wtedy - kiedy było trzeba. To ona kazała mi być cicho i nic nie dawać po sobie znać. Aż sama byłam na siebie zła, że dopuściłam do siebie taki stan. Nadal nie wiedziałam jak zalepić tą dziurę, ale czy pustę da się zalepić? To tak jakby tylko ją przykryć czymś, a pod spodem i tak będzie to samo co wcześniej. Na pewno będzie jeszcze bardziej rozwścieczone niż przedtem - gdy nic jej nie krępowało. Znów gubiłam się w myślach...
Ate nie było w jadalni. Ani nigdzie w pobliżu, czyli tam gdzie bym chciała. Dopiero po około trzydziestu minutach udało mi się ją odnaleść - samotną stojącą na niewielkim moście przy rzece. Podbiegłam do niej.
- Hej. - zagadnęłam.
- Witaj.- odparła nieco niemrawo.
- Widzisz... - zaczęłam. Akurat w tym momencie zabrakło mi jakiegoś konkretnego słowa, żeby to jakoś ładnie ująć i cała wypowiedź wyszła jak papka. - Chciałam Ci bardzo podziękować, za to co dla mnie zrobiłaś.
- Za co niby takiego? - odeszła od barierki i spojrzała na mnie, nieco zdziwiona.
- Za to, że byłaś przy mnie, że znalazłaś dla mnie trochę czasu. Za to Ci dziękuję.
- Ach... No tak. Naprawdę nie ma za co - to drobiazg. - próbowała mnie przekonać, widać, że była nieco zamyślona.
- Nie. Jest za co. Przecież to w końcu czas, który jest bardzo cenny. - uśmiechnęłam się delikatnie aby zachować pozory, ale suczka nadal była przygaszona.
- Hej... Coś się stało? - spytałam.
- Nie, nie. Nic się nie stało.
- Na pewno?
- Na pewno. - uwaga bo jej uwierzę, nie będę naciskać, a informacje zbiorę później.
- Więc może przejdźmy się? Ot taki spacerek leśną ścieżką.
- Zgoda. Dobry pomysł - rzekła już trochę bardziej entuzjastycznie.
- W takim razie chodźmy - pociągnęłam ją za łapę i ruszyłyśmy raźnym krokiem naprzód. Wspomniałam jej o moim pokoju, a ona przedstawiła mi po krótce nowych. Powoli zaczynały kączyć się tematy. Wiedziałam, że za chwilę przyjdzie ten nieprzyjemny moment. Coś niestety nam przerwało. Pociągnęłam gwałtownie suczkę za sobą i schowałyśmy się za głazem.
- Co do jasnej... - zaczęła podirytowana. Zamknęłam jej łapą usta i przyłożyłam ją sobie do ust, dając jej znać aby byla cicho. Zrozumiała i pokiwała głową. Na ścieżce widziałam prawdopodobnie wilka, nie był szary - tak jak większość osobników jego gatunków lecz jego maść była koloru miedzi. Wyjrzałam ostrożnie zza głaza i ujrzałam go stojącego nieruchomo na ścieżce. Rozglądał się, i gdy tylko miał zwrócić łep w naszą stronę natychmiast skurczyłam się chowając głowę w ukryciu. 

Ate? Śledzimy, czy może co innego?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz