Powinienem pójść na jakiś kurs panowania nad swoim ciałem i nie wpadania we wszystko co się rusza. Boże jaki ja jestem beznadziejny. Foltest miał o tyle szczęście, że pustka prowadziła do dosyć głębokiej wody więc skończyło się na kilku obrażeniach, szumieniu w głowie i łykach połkniętej wody. Ale przeżyliśmy i odetchnęliśmy z ulgą. Znaczy Foltest. Ja powinienem zginąć i dostać karę. Naraziłem go na niebezpieczeństwo. Gdy wygrzebaliśmy się z wody powiedziałem mu to ze skruszoną miną. Spojrzał na mnie jak na chorego psychicznie.
- Masz gorączkę? - spytał przyglądając mi się uważnie.
- Nie... a co? - zapytałem ostrożnie.
- Bo gadasz jakbyś majaczył - i tym samym uciął temat. Po chwili syknął i złapał się za bok. Krwawił - Zahaczyłem o kamienie. Ale to nic - dodał szybko widząc moją przerażoną minę - Ruszymy do szpitala, opatrzą mnie i po krzyku. Bo za tym ty też nie wyszedłeś z tego cało - zauważył spoglądając na mnie. Dopiero wtedy zorientowałem się, że mam rozciętą lewą łapę. Zrobiło mi się słabo. Foltest szybko zabrał mnie do szpitala gdzie opatrzono nas obydwóch, a wysłuchawszy naszej historii stwierdzono, że mieliśmy dużo szczęścia i wygraliśmy los na loterii. Przepaść wcale nie musiała się kończyć wodą i zadrapaniami. Zostaliśmy jakieś parę minut na obserwacji, a później wróciliśmy do hotelu. Albo raczej Foltest wrócił bo ja nadal byłem w takim szoku, że musiał mnie nieść na plecach.
Foltest? Wybacz, że taka kiepska jakoś i, że tak długo nie odpisywałam ;-;
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz