10 marca 2018

Od Lei - Quest #7

Znowu spacer. Tak. Tylko tym razem nie do miasta nocą. A do ogrodów za dnia. Coś mnie tchnęło. Nie mogłam spać, to postanowiłam się tu przejść. Wiosna już za progiem, więc ogród zaczynał odżywać. Ale zdecydowanie wolałam go w wersji zimowej. Był moim zdaniem ładniejszy. O wiele wiele ładniejszy. Ale nie narzekam. Zagapiłam się właśnie na pozostałość po zimie, czyli zwiędły krzak róży. Nie wiem jak to nazwać. Zwiędły trochę nie pasuje. W każdym razie nie miał liści, nie wspominają już o kwiatach. No i się potknęłam. Świetnie. Chociaż większego problemu mi to nie sprawiało, bo piach nie lawa, nie zginiesz. Postanowiłam spojrzeć na to, przez co się przewróciłam. To był Bezoki Kapitan Dziwna Szabelka! Uwielbiałam go aż tak, że odpadło mu oko, więc znalazłam szmatkę i owinęłam mu ją oko. Potem cała głowa mu odpadła i mama musiała mi ją doszywać, przez co wygląda jak jakiś Frankenstein. Gdzieś po drodze zgubił łapę, ale zachowała się najważniejsza i najśmieszniejsza rzecz. Dziwna, plastikowa szabelka którą trzymał w prawej łapce. Przypominała ona wykałaczkę. Nie wiem skąd on tu się wziął, ale skoro tu jest, to tu musi być. Może przytulanki są dla szczeniaków, ale miło mieć taką pamiątkę. A może nawet przekażę kiedyś jakiemuś szczeniakowi? Zobaczymy czy ktoś w ogóle chciał by tak szkaradnego misia. A właśnie. Trzeba go naprawić. Poszłam z nim do pałacyku i zabrałam się do roboty. Znalazłam jakiś guzik i doszyłam go jako oko. Ucięłam kawałek mojej starej bluzy aby zrobić mu nową łapę. Wyjęłam mu też szabelkę z łapy, która została ułożona u mnie na półce. Głowy nie odszywałam od nowa. Dodawało mu to teraz uroku. Schowałam go do szuflady. Będzie czekał na swój moment.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz