- Nie rób sobie żmudnej nadziei złotko, i tak tu zginiesz. Najpierw cię zerżniemy, a potem zedrzemy tą ładną skórkę. - odezwał się jeden. Uniosłam głowę, przecierając krwawiący nos. Zmierzyłam go spojrzeniem. Wstałam, i obróciłam kilka razy sztylet w łapie.
- Nie byłabym tego taka pewna. - warknęłam, uśmiechając się kąśliwie, po czym chwyciłam broń w pysk i ruszyłam w ich stronę. Gdy zamierzał kłapnąć zębami w moją stronę, odskoczyłam i wykorzystałam drzewo znajdujące się obok aby przeskoczyć obok niego i znaleźć się z tyłu. Złapałam go jedną łapą za głowę, a drugą przystawiłam brzytwę do gardełka. Nie odważył się nawet unieść łapy w górę. Jego przyjaciel stał na wprost, obserwując mnie z niedowierzaniem. Wytarłam o basiora krew, która ciekła mi uporczywie z nosa.
- Zarżnąć, to mogę ja ciebie, i to właśnie tym sztylecikiem, słoneczko. - szepnęłam mu do ucha, uśmiechając się jak psychopatka. Po czym przysunęłam sztylet, i przeciągnęłam nim bardzo powoli po jego gardle. Nie słychać było krzyków, tylko jakiś głuchy jęk, po którym zapadła totalna cisza.
C.D.N
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz