I tak w kółko, toczyłam swoje myśli - zapętlając błędne koło. Już nie wiedziałam co myśleć, w ogóle myślenie chyba mi szkodzi. Czułam się teraz jakbym rozwiązywała zadanie matematyczne, w którym już popełniłam błąd, a ja dalej wykonuję bezsensownie następne obliczenia, które i tak okażą się błędne. Czy naprawdę warto dalej to tak ciągnąć?
Ostatni sen był okropny, i pewnie taki miał być, ale co taka istota jak ja może na to poradzić? Nic. No właśnie - całe, okrągłe zero. Przecież nie wejdę do swojego mózgu i nie zacznę stymulować tego co ukazuje mi się w stanie spoczynku. Chociaż miłoby było mieć taką opcje. Mimo wszystko mogłam stwierdzić, że dziś starczy mi myślenia. Miałam go zdecydowanie za dużo. Stop. Trzeba przestać. Od tego czułam się gorzej, ale doszłam do jednego wniosku - sen coś mi uświadomił. Niepowinnam więcej rozpaczać, ani myśleć o przeszłości, lecz też niepotrafiłam sobie nimi poradzić. To po prostu nie dawało mi spokoju - jak uporczywie latająca wokół ucha mucha. Dobra, teraz już na prawdę - STOP. Odręż się, zagłęb w lekturę, cokolwiek. Byle by nie zdradliwe myśli.
Po tym jak obudziłam się z krzykiem na uspokojenie dostałam rumianek, który przyniosła Ate. Musiała znowu iść. Rozumiem, jestem wyrozumiała. Chociaż zrobiło mi się troszku przykro, bo znowu zostałam sama. Obowiązki to obowiązki, a ja nie byłam pępkiem świata. Nawet nie miałam takiego zamiaru.
Faktycznie trochę się uspokoiłam po wywarze i niedługo później zapadłam w błogi sen, bez snów. Przespałam dobrych kilka godzin, a gdy wstałam była noc. Już drugi raz zasnąć nie dałam rady, więc sięgnęłam odruchowo po książkę leżącą na stoliku obok. Była dosyć ciężka, od ilości stronnic, ale zdołałam ją przełożyć sobie na brzuch. Otworzyłam na drugim rozdziale. Do moich nozdrzy napłynął charakterystyczny zapach atramentu. Ta dosyć specyficzna mieszanina przyjemnie mierzwiła mnie w nosie. Zapaliłam lampkę i zatopiłam się w lekturze. Nie było niczego przyjemniejszego. Pojawiali się coraz to nowsi bohaterowie, nowe wątki, a ta akcja! Chłonęłam strony jak gąbka, rozdział przemijał w tempie natychmiastowym na rzecz kolejnego. Bardzo spodobała mi się cała fabuła, która pozwoliła mi odejść nieco w bok od nieznośnych myśli. Minęło pół nocy. Oczy kleiły mi się niesamowicie, powieki opadały coraz bardziej - łącznie z głową, która kiwała się na boki. W pewnym momencie zasnęłam.
Obudziłam się rankiem, a nade mną stała Ate. Uśmiechnęłam się na jej widok. Spojrzałam na książkę, która leżała na kołdrze, suczka zrobiła to samo. Dopiero teraz zobaczyłam w jak strategicznym miejscu ucięłam przysłowiowego komara. Był to środek jednego z ostatnich rozdziałów, gdzie akcja toczyła się w zawrotnym tępie.
- Witaj. - przywitała się Ate.
- Hej. - odrzekłam odruchowo.
- Widzę, że książka się spodobała.
- O i to bardzo! Czytałam ją w nocy, ale potem zasnęłam.
- Właśnie widzę. - zachichotała lekko.
- Co w tym śmiesznego? - spytałam.
- Masz po prostu całe oczy w śpiochach. - tu też lekko się zaśmiała.
- Łooo... Serio? Poczekaj chwilkę... - obruciłam się lekko w bok i próbowałam oczyścić oczy z tego natręctwa. - Lepiej już to wygląda? - zapytałam niepwenie.
- Tak. Już lepiej.
Chwilę jeszcze rozmawiałyśmy. Dowiedziałam się co takiego dzieje się w sforze, i jakie obowiązki mnie czekają. Wspomniała mi także o wiejskim wyścigu. To chyba tak się zwało. Miło mi było, że wciąż znajdywała dla mnie trochę czasu wśród tylu rzeczy. Rozmowa skończyła na dosyć krępujacym temacie, Ate obiecała, że później mi wszystko wyjaśni - jeżeli chodzi o tą sprawę. Pożegnała się jeszcze i wyszła.
Do końca dnia udało mi się przeczytać całą książkę. Zakończenie było epickie. Liczyłam, że Ate ma więcej takich książek, bo z pewnością je przeczytam! Przeszłam się po sali by wyprostować nogi i spytać mojego lekarza kiedy będę mogła wyjść ze szpitala. Odparł, że jeszcze dwa, góra trzy dni, bo łapa dobrze się goiła. Do łóżka przyszłam nieco zrezygnowana, jeszcze aż dwa dni!
Zbudziłam się kolejnego dnia. Nudziło mi się okropnie, sprawdziłam czy w swoim gabinecie był Kimble, ale go tam nie było. Zostawił tylko napisaną na szybko karteczkę, że wróci wieczorem, gdy upora się z pewną sprawą. A więc miałam przed sobą kolejny samotnie spędzony dzień. Ate pewnie nie przyjdzie, bo mnie o tym uprzedziła. Musiałam wymyśleć sobie coś do roboty. Nie chciałam czytać drugiej książki, bo wciąż żyłam wcześniejszą. Przeszłam się powoli po sali i rozejrzałam wokoło. Wszędzie było pełno kurzu, podłoga była brudna - pełno na niej było odcisków łap. Na ścianach wisiały niewielkie pajęczyny. Możeby tak posprzątać? Skoro wszyscy coś robią to czemu ja bym nie mogła? Odnalazłam maleńki schowek z przedmiotami do czyszczenia. Pierwszą rzeczą, którą zrobiłam - było ściąganie pajęczyn. Niekiedy musiałam stawać na krzesło, ale nie było to inwazyjne dla mojej łapy. Chyba. Nie bolała mnie więc chyba wszystko było w porządku. Po cichu nuciłam sobie piosenkę przejeżdżając po ścianach bliżej niezidentyfikowanym dla mnie urządzeniem. Uznajmy, że zapomniałam nazwy. Przeszłam do kurzy i dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że nucę piosenkę, którą czasami podśpiewywał sobie Paul. Już czułam jak łzy napływają mi do oczu, ale powstrzymałam się. Zgarnęłam kurz z półki. To samo ja musiałam zrobić ze sobą. Posprzątać sobie, porobić porządki. Chowałam powoli do pudeł złe wspomnienia i szczelnie je zamykałam, jednocześnie zaklejając je porządnie taśmą. Zostawiałam te dobre. Ściereczkę wypłukałam w wodzie. Sobie też zrobiłam prysznic. Żal spłynął z wodą do odpływu wraz ze smutkiem. Pozostawiłam jedynie cząstki żałoby, bo dla mnie ona wciąż trwała. Zaczęłam zamiatać, zgrabnie wywijałam miotłą, aż cały kurz znalazł się na mojej zmiotce. Wywaliłam go na dwór. Kartonowe pudła też, aby zabrała je śmieciarka. Umyłam podłogę, brudne ślady zniknęły. Pozostały czyste i lśniące kafelki. Ja też czułam się jak nowonarodzona. Oczyściłam się z tego co niegdyś ciągnęło mnie w dół. Może niedokońca, ale wróciła mi chęć do życia. Pozostały pusty flakon na półce. Napełniłam go wodą i wyszłam cichaczem na dwór. Urwałam parę kwiatków, które wsadziłam do naczynia. Siebie też musiałam napełnić, ale to później. Potrzebowałam jeszcze trochę czasu.
Wyjrzałam za okno. Słońce powoli zachodziło. Do drzwi dochodził Kimble, otworzyłam mu je zapominając, że powinnam leżeć w łóżku. Ten spojrzał na mnie a później na całą salę. Cóż... Krótko mówiąc - chyba dostanę opieprz.
<Kimble?>
!10 MONET ZA 1000 SŁÓW!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz