- Przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam! Ja się tylko potknęłam, a chciałąm cię tylko przytulić. Przepraszam, przepraszam, przepraszam! - mówiłam. Kimb tylko patrzył się na mnie z zakłopotaniem, kiedy ja przepraszałam. W końcu zdałam sobie, sprawę, że przez taką relacje pewnie uznał mnie za jeszcze większego dziwaka.
- Nie szkodzi, w końcu to przez twoją łapę, prawda? Uznajmy, że tego nie było i po prostu mnie przytuliłaś. - uśmiechnął się. Dobra, uspokój się Husi, nic się nie stało. To nie miało miejsca. Nie miało. To się nie zdarzyło i przy tym zostań. Odpowiedziałam psu uśmiechem. - To może w końcu odpoczniesz i pójdziesz spać? - spytał po chwili. Oh... No tak. W końcu cały dzień mu tylko nawijałam, a on oczekiwał ode mnie odpoczynku. Tylko pokiwałam pyskiem i wróciłam do miejsca, w którym miałam spać. Położyłam się w łóżku i przykryłam kołdrą. Pewnie posiedziałabym jeszcze jakieś pięć godzin czy coś, no ale nie chciałam robić problemu psu, który i tak już się mną zajął, z własnej woli. Teraz rozumiem czemu nie chciał mnie puścić samemu do domu, w ogóle do domu bez opieki. Jeszcze bym się potknęła i nie wiadomo na czym bym wylądowała. Już nawet nie na kimś, a na zimnej ziemi. Ale Hus. Nie potknęłaś się. To nie miało miejsca. Pomyśl sobie o... O śnie. Może w końcu zaśniesz. Może. Nie może Hus. Zaśniesz.
No i ta ostatnia myśl była takim trochę wykrakaniem. Zasnęłam. Szybko. Spało mi się dobrze. Śniłam o lamorożcu Tęczowym Pierdzie jak to uratował Cascadas przed watahą wilka. Nie ważne, to tylko sen. Nie warto o nim rozmawiać. Ale w końcu coś zaczęło mnie budzić. A raczej ktoś. Kimb starał się mnie przebudzić, bo śniadanie wystygnie. Tak mi jest go żal, tak bym chciała się stąd ulotnić, ale nie mogę. Pilnuje mnie jak małego szczeniaka. Sprawiam mu tylko problemy. Teraz przyniósł śniadanie, oddał mi swoje łóżko, spędza z tak upierdliwą osobą czas. Podziwiam, i jest mi go żal jednocześnie. Wstałam, aby jego staranie obudzenia mnie przed wystygnięciem śniadania, co się wiązało wędrówką do stołówki, nie poszły na marne. Ziewnęłam.
- No, w końcu się obudziłaś, już miałem sięgać po wodę. - powiedział. Wyciągnął, zaciągnął, nie wiem, w każdym razie zaciągnął mnie do stołu, abym zjadła te nuggetsy. Były dobre. To dlatego, że ciepłe, miałam kiedyś okazję, a nawet kilka, aby spróbować zimnych nuggetsów. Nie były takie dobre, Kimble chyba też o tym wiedział, bo z tego co przed chwilą usłyszałam, chciał się podjąć karygodnych środków do wybudzenia mnie. Ze smakiem zjadłam nuggetsy i podziękowałam Kimble'owi, za śniadanie. On powiedział, że musi sprawdzić, czy nikt go nie potrzebuje w szpitalu. Więc zostałam sama. Mogłam wiele, ale zajęłam się podniesieniem kwiatów z szafki nocnej i wsadzeniem ich do stolika, bo by zwiędły, a przez noc i tak już trochę wyschły. Znalazłam jakiś pusty wazon i nalałam do niego wody z kranu. Kwiatki wydawały się od razu żywsze. Uśmiechnęłam się na ich widok. Bratki. Ładne, bardzo ładne. Potem położyłam się z powrotem do łóżka, aby jeszcze trochę pospać. No i ku mojemu zdziwieniu, udało się. Zasnęłam. Tym razem o niczym nie śniłam, ale wydawało mi się, że ten sen był bardzo przyjemny. Dziwne, ale prawdziwe. Wybudziło mnie kichnięcie. Nie wiem czyje, może Kimb ma jakiegoś gościa? Postanowiłam wstać i się przywitać. No, Kimb nie miał gościa, sam kichał. Przeziębił się biedak. Nie nie. Ja nie pozwolę, aby chory miał babsko na utrzymaniu. Ja muszę stąd iść. Nie ma.
- Cześć Kimb! Przeziębiłeś się? - spytałam. Pies odkładając chusteczkę na stół spojrzał się na mnie.
- To nic takiego. Aciu! - kichnął. Tak, nic takiego. Przeziębienie, a ile chorób może z tego wyjść. Wiem, jest lekarzem, ale nie będzie mnie miał w pokoju. Nie.
- Wiesz, to ja może już pójdę do swojego pokoju, nie będę ci się narzucać, zwłaszcza, że jesteś chory. - powiedziałam zbliżając się do drzwi.
Pies tylko podążył za mną wzrokiem i wstał, aby po chwili znaleźć się przy mnie i mnie zatrzymać.
- Nigdzie nie idziesz, nie po to o ciebie dbałem, aby coś teraz stało się ze szwami i raną. Zostajesz do zdjęcia szwów, to pewne. - odpowiedział, sadzając mnie na kanapie. No świetnie. Jestem uziemiona, mimo, że jestem dorosła i po prostu nie chcę sprawiać problemu. Próbowałam jeszcze kilka razy zbliżyć się do drzwi, ale pies zawsze mnie zatrzymywał. Zrezygnowana położyłam się na kanapie i patrzyłam jak się męczy z lekarstwami i chusteczkami. Nie wydawał się tym zasmucony, zmęczony czy zrezygnowany. Raczej jakby było to coś normalnego. No tak. Jest zima. Wszędzie może ci się coś stać. A to zawieje...
- Może ci w czymś pomóc Kimble? - spytałam kiedy wypadł mu aerozol do nosa.
<Kimb?>
1000+
!10 MONET ZA 1000 SŁÓW!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz