Przygotowania do uroczystości szły naprawdę szybko, ale przyjemnie. Razem z innymi członkiniami sfory ustaliłyśmy, która czym ma się zająć. Wyszło jednak na to, że wszystkie zostałyśmy w kuchni. Po jakimś czasie pomieszczenie było pełne od przeróżnych zapachów, niektórych mdłych, innych zachęcających do zjedzenia. Niestety w końcu musiało to się zmieszać. Powstała okropna woń. Miałyśmy ochotę uciec z tych czterech ścian, ba, w ogóle zamku. Postawiłyśmy jednak na otwarcie wszystkich okien, co było raczej mądrzejszym pomysłem. Gdy się wywietrzyło, mogłyśmy na spokojnie dokończyć wszystkie dania. Nie posiadałyśmy nawet chwili, by odpocząć i rozmyślać nad tym, czym pozostałe psy się zajmują. Chciałyśmy dać z siebie wszystko. Pokazać, iż wspólnie damy radę. Byłyśmy wręcz pewne, że wspaniale się z tym uporałyśmy. Kiedy wszystko było gotowe, każde pożywienie miało swoje miejsce na pięknie udekorowanych naczyniach, postanowiłyśmy chociaż trochę posprzątać kuchnię, by Malcolm nie zastał jej brudnej i pełnej od resztek żywności.
Wreszcie mogłyśmy opuścić pomieszczenie, w którym spędzałyśmy połowę dzisiejszego popołudnia, aż do wieczoru. Z gotowymi potrawami ruszyłyśmy w stronę sali, gdzie były już ułożone wszystkie krzesła, stojące przy ogromnym stole. Nad nim wisiał świecznik z wysokimi, zapalonymi już świecami. On, wraz z powieszonymi na ścianach pochodniami oświetlali całe wnętrze. Do tego te cudowne, dotykające aż wypolerowanej podłogi zasłony, ah! Było naprawdę prześlicznie, już nie mogę doczekać się rozpoczęcia uroczystości. W postawieniu dań pomogli nam przybyli samce. Malcolm i Sasuke podawali nam pełne od pożywienia naczynia, natomiast my je układałyśmy na stole, pokrytym koronkowym obrusem z pozłacanymi wykończeniami.
- To będzie wspaniałe przyjęcie. - mruknęłam cicho do wysuwającego łapkę z przygotowaną rybą Malcolma. Odebrałam potrawę i położyłam ją w wolnym miejscu. Pies się uśmiechnął, co ja po chwili odwzajemniłam. - To wszystko? - zapytałam się dziewczyn, spoglądając na każdą po kolei.
- Chwilka... - pisknęła Husi, poprawiając serwetę, która przez przypadek się podwinęła. - Wszystko! - rzekła, po czym wszyscy się zaśmiali.
- Czas rozpocząć! - powiedział donośnym głosem alfa sfory, na co wszyscy pozostali zaczęli wyć ze szczęścia. Dołączyli się również samce, właśnie wchodzący na salę. Zasiedliśmy do stołu, po czym ze smakiem zaczęliśmy rozkoszować się daniami. Już na początku cała kucharska ekipa otrzymała komplementy, dotyczące jedzenia. Mężczyźni cały czas nas chwalili, przez co jedna się zawstydziła, druga zarumieniła, inna wesoło uśmiechnęła, a ja podziękowałam za wszystkie. Co dość mnie zdziwiło, Malcolm dopiero po kilku kwadransach spostrzegł, że nie ma alkoholu. Rzekł, iż tak nie może być i zaraz po tym ruszył do swojej małej spiżarni, gdzie chował swoje zdobycze. Wyciągnął trochę wina, trochę piwa, trochę whisky. Zapytałam się, tak jaki inni, skąd to wytrzasnął, jednak ten odpowiedział milcząc. Kiedy pozostali odpuścili i zajęli się polewaniem trunków, mi szepnął do ucha:
- Tajemnica. - zachichotałam cicho, wpatrując się w jego oczy. Kasztanowe... hipnotyzujące. Od dalszego patrzenia powstrzymała mnie Marshmellow, podając lampkę czerwonej cieczy. Bez zastanowienia wzięłam pierwszego łyka. Później drugiego, trzeciego... Chociaż pierwszy raz piłam wino, ani razu nie miałam skwaszonej miny. Zasmakowało mi, dlatego po chwili już napoju nie było. Poprosiłam o dolewkę, jednak tym razem odstawiłam obok talerzyka. - To co, najedzeni? - zapytał Mal, gdy skończył jeść dziczyznę. - W takim razie zapraszam na parkiet! - powiedział wesoło, widząc kiwające mordki innych. Wstał z krzesła, a następnie stanął przede mną. Co zrozumiałam od razu, prosił mnie o wspólny taniec. Odpowiedziałam mu szerokim uśmiechem, po czym radośnie zeskoczyłam i ruszyłam z nim na środek sali, czyli przed część jadalni. Po sekundzie usłyszałam melodię, dochodzącą z włączonego gramofonu. Identyczny miała Urshula, zawsze słuchała z niego muzyki podczas kolacji. Suz, teraz nie o tym. Zajmij się wspaniałą teraźniejszością. Moje łapy zaczęły same chodzić w rytm. Kąciki ust Malcolma przez to się uniosły, widać było na jego mordce rozbawienie. Nie przejmowałam się tym, bo to przecież zabawa. Również zaczęłam się śmiać, jednak zostałam przez samca uciszona, kiedy ten wtulił się we mnie delikatnie. Ja także go objęłam, nie wiem dlaczego, po prostu. Tak zaczęliśmy powolny taniec, na parkiet ruszyły także inne pary. Podobało mi się. Było tak... romantycznie.
Malcolm? Prawda, prawda c;
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz