28 grudnia 2017

Od Marshmellow do Sasuke'a

Na dworze robiło się ciemno, mogłam czuć się jak w swoim żywiole, ale dziś było nieswojo... Ogromnie nieswojo... Na każdym kawałku skóry dało się odczuć dreszcze i zimny chłód przenikającej przez sierść. Moje uczucia zmieszały się ze sobą, nie dowierzałam, w jakim miejscu się znajduję. Blask księżyca oświetlał drogę, która znajdowała się przede mną. Światło przenikało przez korony drzew, igły świerków czy też wysokie krzaki. Gwiazdy na niebie były widoczne, przejrzyste i sprawiały wrażenie mroźnej apokalipsy, która liczną armią pokonywała księżyc. Ostatni raz spojrzałam do siebie i szłam... Szłam dalej, zagłębiając się w puszczę, co jakiś czas pozwoliłam sobie spojrzeć w niebo, ale nie wstecz. Serce podskoczyło mi do gardła, gdy w krzakach ujrzałam parę oczu. Warknęłam i zbliżyłam się, pies chciał mnie zaskoczyć i dopiero po dłuższej chwili, w tym niespodziewanym momencie rzucił się na mnie. Zdążyłam w ostatniej chwili rzucić się na bok, boleśnie przy tym upadając.
- Zwariowałeś? - Zapytałam dużo pozytywniejszym tonem, ale kłapiąc przy tym ostrzegawczo mordą.
- Gdybym tego nie zrobił, to ty rzuciłabyś się na mnie. Ja bym na tym ucierpiał.
Zaśmiałam się głośno i ironicznie, błyskawicznie podniosłam się i podeszłam do psa, podkładając mu łapę z wyciągniętymi pazurami.
- Chciałeś mnie zabić. - Warknęłam z uśmiechem.
Samiec zachował spokój, więc i ja opuściłam łapę i spojrzałam na niego z pode łba, odwróciłam się i zadarłam wysoko czubek nosa.
<Sasuke?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz