Zainteresowany podchodziłem coraz bliżej, podsłuchiwałem dwójkę psów. Nie powinienem, jednak zaintrygowała mnie ich rozmowa, mówili o sforach, rozpadzie wielkich stad. Nie słyszałem wszystkiego wyraźnie, jedynie pojedyncze słowa. Kroczek za krokiem, starałem się być cicho, co z początku dosyć mi się udawało, jednak z każdym kolejnym krokiem rosnęło zagrożenie, że mnie usłyszą. W końcu zdecydowałem się wyjść. Samiec zareagował jako pierwszy, cofnąłem się. Nie miałem zamiaru atakować, nie bez powodu. Byli na terenach Kingdom of Dogs, jeśli okazałaby się, że to szpiedzy, nie byłoby za ciekawie. Już jeden incydent z ludźmi wystarczył jak dotąd. Spokojnym głosem wyjaśniłem, że nie powinien się denerwować, że dbam jedynie o dobro sfory. Sfory? powtórzył. Skinąłem zgodnie łbem. Nie ulegało to wątpliwości. Niezbyt rozumiałem o co chodziło psu, mówiłem jasno i wyraźnie. Wymieniłem spojrzenia z jego kompanką(bądź kompanem, jednak wyglądała na sukę). Nie wiedziałem co robić, jedynym wyjściem było kontynuowanie dialogu. Zadałem więc pytanie, czego tutaj szukają. Chwila minęła zanim postanowił ponownie zabrać głos.
— Sasuke — odparł oschle. — Szukam sfory.
W myślach powtórzyłem jego słowa. Szuka sfory, a ja stoję przed nim. Przywódca sfory.
— A ty? — zwróciłem się do siedzącej suki.
— Marshmellow. Spotkałam go na swojej drodze.
Dwójka nieznanych mi psów na moim terenie. To albo wróżyło nieszczęście albo szczęście. Albo im zaufamy, a oni nas zdradzą, albo zostaną, wierni sforze.
— Malcolm, przywódca Kingdom of Dogs — przedstawiłem się. — Jest późno, nie uważacie, że powinniście znaleźć schronienie, chociaż na noc?
— Sugerujesz, że powinnam spać z nim? Nie. Nie ma takiej potrzeby.
— Nic takiego nie mówiłem. Idziecie ze mną, dostaniecie coś do jedzenia i komnaty na noc. Rano zdecydujecie co zrobicie dalej.
— Sasuke — odparł oschle. — Szukam sfory.
W myślach powtórzyłem jego słowa. Szuka sfory, a ja stoję przed nim. Przywódca sfory.
— A ty? — zwróciłem się do siedzącej suki.
— Marshmellow. Spotkałam go na swojej drodze.
Dwójka nieznanych mi psów na moim terenie. To albo wróżyło nieszczęście albo szczęście. Albo im zaufamy, a oni nas zdradzą, albo zostaną, wierni sforze.
— Malcolm, przywódca Kingdom of Dogs — przedstawiłem się. — Jest późno, nie uważacie, że powinniście znaleźć schronienie, chociaż na noc?
— Sugerujesz, że powinnam spać z nim? Nie. Nie ma takiej potrzeby.
— Nic takiego nie mówiłem. Idziecie ze mną, dostaniecie coś do jedzenia i komnaty na noc. Rano zdecydujecie co zrobicie dalej.
Marshmellow?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz