Marny dzień. Czym może być marny dzień ? Może to jest taki dzień w którym nic się nie udaje? Lub nic nie jest po myśli wszystko się pieprzy a życie drwi z ciebie? Tak to dobre określenie. Niestety taki marny dzień dosięga każdego w tym Lilith. Nie dość że wstała lewą noga to jeszcze do tego przy porannym obchodzie miasta i przy okazji treningu potknęła się i wpadła do kałuży ponieważ w nocy musiał oczywiście padać deszcz. Jako że swoją wpadkę zaliczyła na osiedlu Ansiedad zdenerwowana z spuszczoną głową ruszyła w stronę wodospadu Charme. Gdy w końcu dotarła weszła powoli do wody by się opłukać. Było miło i przyjemnie do czasu kiedy się nie pośliznęła na kamieniach i przywaliła łbem o brzeg
- Cholera jasna - warknęła. - dziś ewidentnie mam pechowy dzień. Nie dość ze się potykam o własne nogi to się na nich ślizgam. - mruknęła i wreszcie wyszła z tej wody. otrzepała się i wróciła do Hotelu. spędziła tam czas do wieczora na czytaniu książek i leniuchowaniu. Pod sam wieczór wyruszyła za jedzeniem. Hotelowe dania jej nie smakowały. wolała samodzielnie je upolować i zjeść. Ruszyła w stronę lasu. ponownie się przyglądając budynkom. Gdy dotarła oblizała trufle i zaczęła węszyć. wpadła na trop królików. Ślinka aż jej pociekła. Zadowolona truchtem ruszyła. Podbiegła do pnia za którego wyjrzała. Rodzina królików z czego ten najgrubszy musiał być ojcem i jej obiadem. Oblizała pysk przeskoczyła pień i ruszyła w pościg za uciekającym królikiem. W końcu dotarli na polane gdzie złapała go za łeb i kłami miażdżąc delikatną tchawice. Chwila ciszy.. płacz. Nie płacz ludzkiego dziecka. To nie pies. Odwróciła się w stronę dochodzącego płaczu. Niedźwiedź. Niedźwiedziątko. Lilith popatrzyła na niego w pysku trzymała królika. przekręciła łeb po czym usłyszała ciężkie kroki. Cofnęła się o parę kroków a za krzaków wyskoczyła szarżująca na nią niedźwiedzica. Przerażona zostawiła królika na polanie i zaczęła uciekać. Przeskakując przez wystające korzenie i pnie spowolniła zezłoszczone zwierze by w końcu ją zgubić. Zmęczona i bardzo niezadowolona wróciła do hotelu. Uparta o nie jedzenie tego świństwa jakim nazywają tu jedzeniem położyła się na legowisku. Parę razy się przekręcała próbując zasnąć lecz adrenalina nadal w niej buzowała. W końcu ułożyła się i zasnęła. Sen niby jak sen lecz tym razem był nie byle jaki. Był to koszmar...
Otworzyła oczy i ziewnęła. Coś jej nie pasowało ponieważ była niska. Zaczęła obracać się patrząc za swoim ogonem, no tak była szczeniakiem. Cóż bez troskie życie szczeniaka jej odpowiadało. Była na leśnej polanie, tylko na pewno to nie Las Arbres. Odskocznia od prawdziwego życia? Fajnie. Węsząc łaziła od drzewa do drzewa, od krzaka do krzaka. Ganiała za motylami, straszyła ptaki, szczekała na gryzonie i drobne zwierzęta. Śmiała się potykała o własne łapy i robiła fikołki. Jak szczeniak. Po chwili za liści krzaków wyjrzała. To co tam ujrzała zaparło jej dech w piersi. Łąka.. nie byle jaka ! Pełna kwiatów. Różnorakich. od fiołków stokrotek bratków po hiacynty i storczyki na szczytach drzew. Pod jednym drzewem był piękny tulipan. Jedyny bo czerwony jak czereśnia. Podeszła do niego jak zaczarowana. Łapką delikatnie go dotknęła, zbliżyła się, nosem zaciągnęła woń kwiatu. Była tak intensywna że niezgrabnie się cofnęła. Zamrugała parę razy ponieważ świat zaczął jej wirować, a wszystko zaszło mgłą. W końcu gdy zawroty głowy ustąpiły z czeluści mgły wyłonił się ogromny cień. Cień tulipana który zamiast liści miał ogromne szpony, oczy świecące na czerwono i szeroki uśmiech z rzędem ostrych kłów. Przestraszona zaczęła piszczeć i próbować uciec lecz ten sięgną po nia złapał za ogonek. Łzy spływały jej po pysku, nie mogła z siebie słowa wydusić aż w końcu ...
Obudziła się z krzykiem. Serce jej dudniło nie mogła złapać porządnego oddechu a cały pysk był mokry od łez w sumie jak i jej poduszka. Szybko przełykała ślinę i rozglądała się po pokoju. Z chwilą oddychała coraz wolniej a emocje opadały. Odetchnęła zamykając oczy.
- Nigdy nie ufaj tulipanom - mruknęła napiła się wody i znów wróciła spać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz