Udało mi się trafić na jakąś sforę. Wyglądała dobrze, więc dołączyłam. Pojawiła się ta iskierka, że znalazłam miejsce w którym zostanę na dłużej niż dwa miesiące. Jednocześnie się cieszyłam i czułam, że to nie ma sensu, że przeze mnie coś się tu stanie złego. Że coś napadnie na Cascadas... Ale póki wszystko jest dobrze, to o tym nie myśl Melisa. Uspokój się. Pójdziesz teraz ładnie do swojego pokoju w komnacie i się ogarniesz, potem wyjdziesz na dwór i znajdziesz znajomych. Tak. Nie będziesz gnić samotnie. Tak, wiec Mel, wiem, chciałabyś tego, ale nie. Znajdziesz se znajomego czy tam znajomą. Nie pozwolę na to abym skończyła samotnie, mimo, że tego chcę. Zakręcone, ale tak jest. Znajdź pokój numer dziewięćdziesiąt dziewięć. Ale zbieg okoliczności, niezbyt fajny zbieg okoliczności. Ten numerek źle mi się kojarzy. Dobra, zakleję numerek i napiszę herbata. Będzie dobrze. "Ej, a jaki masz numer komnaty?" "Herbata, a co?". To byłoby piękne. Może nawet niektórzy nie mogli mnie znaleźć... Nie Mel. Żadnej samotności. Znajomi, znajomi, znajomi. Mel, masz znaleźć przynajmniej jednego przyjaciela i jednego znajomego. Inaczej sama sobie nie odpuścisz. Doszłam do tego pokoju i otworzyłam drzwi. Wyglądał... Normalnie. Przeszłam przez trzy metrowy przedpokój. Szerokości miał jakieś dwa metry. Była tam malutka szafka, stała na niej ramka, o jak zadbali. Wcisnę ją do szafki kiedyś. Kichnęłam. Ojojoj, trzeba będzie się tym pokoikiem zająć. Mam uczulenie na kurz. Aciu! Pod moimi łapami znajdował się dywan z syntetycznego futra. Chyba. Ale był tak milutki, że aż wątpię, że to z prawdziwego stworzenia. Przede mną był łuk, zastępujący drzwi. Zobaczyłam sypialnie. Małe łóżko, jakieś biurko, dużo obrazów terenów Cascadas... No i dużo innych dupereli które mogę nieźle wykorzystać. Przeszłam do ostatniego pokoiku, tam była miniaturowa łazienka. Toaleta, umywalka i mini wanno-prysznic, nie wiem dokładnie. Wróciłam do sypialni. Otworzyłam pierwszą lepszą szafkę. Znajdowała się tam tylko ściera. O jak miło. To znaczy, że mam sprzątać. No dobra, tylko skąd ja wam wezmę miotłę, mopa, kurzajkę i płyny do kurzu, hmm? Trzeba będzie poszukać jakiegoś schowka na miotły. Wyszłam z pokoiku i od razu poczułam różnicę. Jeszcze w przejściu kichnęłam. Kurz, kurz, kurz. Ruszyłam schodami, na piętro gdzie były wszystkie "atrakcje" w budynku, a przynajmniej większość. Szłam przez korytarz. Widziałam drzwi z napisem "Karczma", "Biblioteka" i tym podobne. Na moje szczęście, na końcu korytarza, w rogu znajdował się schowek na miotły. Spróbowałam otworzyć drzwi, no i kolejne szczęście, były otwarte. Zabrałam wszystko co mi potrzebne, to co wymieniałam wcześniej. Tak obładowana starałam wejść na "moje" piętro. Udało się, chociaż wylałam trochę wody, mam nadzieję, że nic się nie stało. Otworzyłam drzwi od pokoju i wszystko postawiłam na przedpokoju. Zaczęło się sprzątanie. Zaczęłam oczywiście od kurzy, bo dłużej bym nie wytrzymała. Potem podłogi, ogólne ogarnięcie... Zostało tylko sprawdzić w miejscach, w które nikt nie zagląda. Za obrazami. Najpierw jeden, drugi, trzeci... No trzeci. Ze zmęczenia oparłam się o ścianę i bum... Wylądowałam po drugiej stronie. Ku mojemu zdziwieniu, nie wylądowałam między ścianami, ani w pokoju obok. Znajdowałam się w pomieszczeniu które nie miało ani okien, ani drzwi. Jej Melisa. Pierwszy dzień w nowym domu, a ty już takie rzeczy znajdujesz. Jedyne co tu było, to pajęczyna. Ściągnęłam ją kurzajką. Nikomu o tym nie powiem, jeszcze zamurują, a tutaj można ukryć fajne rzeczy... Znaczy fajne dla mnie, nie fajne fajne, że narkotyki, moje fajne, czyli moje narkotyki. Moja herbatka uspokajająca. Właśnie, muszę znaleźć kogoś kto ją mi dwa, bo osobiście zapasów nie mam. Kiedy skończę sam mój pokój to się tym zajmę. W sumie, teraz to zostało mi ogarnąć jakieś pierdołki typu lampa, czy książki. Chociaż jestem bibliotekarką, książki by się przydały, lubię mieć kolekcję. No i jest zima, niby mam długie futro, ale trochę zimno na dworze, kupie coś, na co będzie mnie stać. Chwyciłam klucz i zamknęłam komnatę. To teraz znajdź jakiś sklep... Na dwór, czy szukać w hotelu? Hotel jest za duży, spróbuję na dworze. Zbiegłam po schodach i wyszłam z zamku. Ale szczęście mi dopisało. Akurat był jeden kram z wszystkim i niczym. Pierwsze co mi się rzuciło w oczy, to bluza, taka z kapturem, ale doszytym. Ktoś musiał pójść na wycieczkę do miasta. Podeszłam do stoiska.
- Przepraszam, za ile ta bluza? - spytałam sprzedawcy. On, lub ona się do mnie uśmiechnęła i wskazała łapą na rzecz, która mnie interesowała. Podeszła bliżej i odnalazła metkę.
- Jedna moneta. - odpowiedziała. Jedna moneta, jedna moneta... Mam dziesięć. Dostałam na start. Miałam już jedną wyjąć z sakiewki, która była przywiązana do kluczy od pokoju, sprzedawca powiedziała. - Albo upolujesz mi coś do jedzenia. Jestem głodna, a niestety nie mogę się stąd ruszyć. Taka praca. - westchnęłam. Przytaknęłam pyskiem. Nie jestem dobra w polowaniach, ale coś znajdę. Ewentualnie pójdę na stołówkę i coś zawinę. Nawet się nie kapnie. Ruszyłam do najbliższego lasu. Była zima. Co oznaczało, że wiewiórki śpią, no i inne pyszne zwierzęta też śpią. Ale ja byłam nastawiona na trzy wiewiórki. Jedna dla mnie, dwie dla tej suczki. Podeszłam do jakieś dziupli i... Pusto. No to dalej. Kolejna. Tylko orzechy. Potem następny. Tym razem udało mi się wyciągnąć wiewiórkę za ogon. Obudziła się, ale było już po niej. Odkręciłam jej łebek. Potem jeszcze puste, puste i wiewiórka. No i tak z tą ostatnią. To nie było polowanie, to było zbieranie, dlatego uwinęłam się w miarę szybko. Wróciłam tak do tej suczki, oddała mi bluzę za wiewiórkę i książkę za jeszcze tą drugą. Założyłam ubranie na siebie. O jak ciepło. Nachodziłam się po tym lesie, wrócę tu za jakiś czas. Zajmę się moim pokoikiem. Ruszyłam z powrotem do hotelu. Biegłam po schodach. Nie lubiłam się wlec, bo po prostu dużo czasu się traciło. No i byłoby wspaniale. Ale w coś, a raczej kogoś walnęłam i stoczyłam się ze schodów. Kiedy już na dole, otworzyłam oczy, okazało się, że przez przypadek moją ofiarą stał się pewien pies. Toller. Wyglądał na obolałego. Oh, no i tak skończyło się twoje poznawanie znajomych. Obcego psa ze schodów zwaliłaś.
- Przepraszam... To niechcący. - odpowiedziałam uśmiechając się. Tak. Trzeba zrobić dobre wrażenie. Potem będziesz na niego syczeć jak będziesz miała zły humor Mel. Rób dobre wrażenie.
- Nic się nie stało. Remus. Remus jestem, a ty? - spytał. Samiec wstał i podał mi łapę, abym też mogła się podnieść.
<Remu?>
+1000
!10 MONET ZA 1000 SŁÓW!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz