6 stycznia 2018

Od Thora

Już jakiś czas należałem do stada. Jednak jeszcze nie zdążyłem poznać dokładnie wszystkich terenów. Skrzywiłem się lekko wychodząc z domku. Całą polanę, jak i okolicę pokrywał biały puch. Temperatura też nie była jakaś cudowna. W takich momentach bardzo żałowałem, że moja rasa nie jest jakoś bardziej "puchata". Odetchnąłem głęboko. Z mojego nosa wydobyły się kłęby pary. Powolnym krokiem ruszyłem przez zaspy. Postanowiłem trochę się rozruszać. Zacząłem biec przed siebie. Minąłem takim sposobem las i pole, na którym strasznie wiało. Trafiłem aż na kamienistą ścieżkę. Okolica nie była zbytnio przejrzysta, powodem tego była mgła. Zwolniłem kroku i zacząłem się rozglądać. Pierwszy raz znalazłem się tutaj. Stąpałem ostrożnie, lecz pewnie przed siebie. Nawet nie wiem jak długo i jak daleko szedłem. W końcu trafiłem nad jezioro Maison.
Zdziwiłem się dosyć, bo nie było tutaj żywej duszy. Bezpośrednio podszedłem do wody. Zacząłem pić zimną wodę. Kiedy już ugasiłem pragnienie ułożyłem pod drzewem i zamknąłem oczy. Moje pięć minut drzemki przerwało mi szczekanie. Podniosłem łeb i rozejrzałem się dookoła. Oczom ukazał mi się postacie biegających psów. Ewidentnie dobrze się dogadywali i bawili. Przeciągnąłem zastałe ciało i ruszyłem powolnym krokiem. Do nozdrzy dotarł dość intensywny zapach. Powoli szedłem i węszyłem. To był błąd... Poczułem uderzenie. Cofnąłem się o krok i podniosłem spojrzenie. Na ziemi przede mną leżał pies.

Ktoś?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz