Był już wieczór kiedy wracałem do siebie do domu. Cały dzień spędziłem na targu oraz wizycie w szpitalu gdzie byłem na kontroli w sprawie karku i łapy. Wszystko goiło się jak trzeba z czego bardzo się cieszyłem. Teraz byłem zmęczony i jedyne o czym marzyłem to sen. Mimo tych koszmarów. Szybko znalazłem się w swoim pokoju ale zamiast ulgi poczułem dziwny niepokój. Stałem przodem do drzwi wejściowych i coś mi mówiło bym się nie odwracał. Czułem jakiś dziwny dyskomfort i jakby ktoś mnie obserwował. Miałem ochotę uciec. Nawet złapałem za klamkę i nacisnąłem. Nie drgnęła. Spanikowałem, a za sobą usłyszałem śmiech. Odwróciłem się i momentalnie mnie zmroziło. Poczułem dreszcze na plecach. Przede mną stała albo raczej lewitowała mlecznobiała bezkształtna masa. Nie miał oczu, nosa ani uszu. Posiadał tylko dwie czarne dziury w miejscu gdzie powinny być oczy. Krzyknąłem z przerażenia mimo woli. A może mnie ktoś usłyszy?
- Nikt cię nie usłyszy - odezwała się zjawa, a ja momentalnie pobladłem. Jej głos był wyprany z emocji, wydobywał się z głębi. Był przerażający - Nikt ci nie pomoże... Nie martw się. Nic ci nie zrobię. Mam dla ciebie układ. Ta twoja przyjaciółka Melisa...
- C... co z nią? - zapytałem drżąc.
- Zabij ją. Zabij ją dla mnie, a cię nagrodzę.
- Co?! - pobladłem jeszcze bardziej i przyparłem plecami do drzwi - Nie zrobię tego!
- Jest też druga opcja... użycz mi swojego ciała... bym mógł to uczynić. Potem wróci do ciebie.
- A.... trzecia opcja?
- Nie ma - zapadła długa i niezwykle ciężka cisza - Masz czas do jutra... - po chwili zjawa wręcz rozpłynęła się w powietrzu.
Tej nocy w ogóle nie spałem, siedziałem tylko na łóżku z zapalonym światłem w obawie, że duch wróci. A kolejnego dnia z samego rana ruszyłem do miasta na targ szukać pomocy. Słyszałem, że ostatnio namiot rozbiła tam najprawdziwsza wróżka. Wiem, że wierzenie w takie bzdety jest dziecinne ale nie miałem żadnego pomysłu.
Szybko pojawiłem się na targu i znalazłem czerwony namiot. Natychmiast wbiegłem do środka. Pachniało ziołami. Namiot był prawie pusty. Był usłany fioletowym dywanem, na środku stał drewniany stół. Nikogo nie było więc chciałem się wycofać ale wtedy...
- Chciałeś coś? - odwróciłem się gwałtownie. Przede mną stała starsza, pomarszczona suka ubrana w haftowaną chustę i spódnicę. Przysiągłbym, że wcześniej jej tam nie było. Dziwne...
- E... tak... ja... - jąkałem się. Uzna mnie za wariata.
- Duch cię nawiedził - stwierdziła.
- Co? Skąd pani wie?!
- Nad tobą wisi zła aura - podeszła do mnie i wręczyła mi jakiś liść - ,,Odejdź duchu. Siło zła, przeklinam cię u piekła bram''. Powtórz - wykonałem to o co prosiła wciąż nieco skołowany - Jak się pojawi pokaż mu ten liść i to powtórz. Dokładnie te słowa - skinąłem głową po czym ta bezceremonialnie wypchnęła mnie z namiotu. Do nocy czekałem niezwykle podenerwowany. Aż w końcu nadeszła. Od razu gdy słońce schowało się za horyzontem duch się pojawił.
- Podjąłeś decyzje? - zapytał. Pokazałem liść i powtórzyłem słowa które powiedziała mi wróżka. Przez chwilę nic się nie stało ale po chwili zawiał zimny wiatr (mimo, że okno było zamknięte) a duch jakby zaczął się rozrywać z głośnym okrzykiem ,,NIE!''. Potem wszystko ucichło... kolejnej nocy duch się już nie pojawił. Następnych też. Chciałem podziękować wróżce za pomoc i jej zapłacić. Ale gdy poszedłem na miejsce namiotu nie było jej. A gdy się pytałem ludzi gdzie się udała patrzyli się na mnie jak na wariata i odpowiadali: ,,Nikogo takiego tutaj nigdy nie było''.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz