19 lutego 2018

Od Tommena - Cz.1

Malowanie obrazów przedstawiających krajobrazy nigdy nie szło mi za dobrze. Wolałem rysować postacie, jakieś dane obiekty, ale nigdy nie bawiłem się w robienie pejzaży. Nie ciągnęło mnie nawet do tego, zawsze trzymałem się od nich z daleka. Cieniowanie nieba, obłoczki, miksowanie odcieni zieleni aby uzyskać odpowiedni kolor do trawy...Nie, to nie dla mnie. Znajdowałem się po środku polanki, otoczonej cudownym lasem. Przed sobą miałem jedynie sztalugę, i specjalnie dobrane farby aby móc uchwycić jakiś konkretny widok. Po kilku nieudanych próbach znudziło mi się. Położyłem się na śniegu, aby chwilę odetchnąć. Poczułem jednak, że coś jest nie tak. Miałem wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Nie byłem pewien kto, ale czułem na sobie czyjś wzrok. Wstałem, i rozejrzałem się. Głęboko w lesie, stała jakaś czarna postać. Kryła się w cieniu, i obserwowała mnie. Myślałem, że jest to sarna, więc zacząłem malować ją na tle ciemnego lasu. Zapatrzyłem się w mój pędzel, i gdy spojrzałem na postać raz jeszcze, ona nagle zniknęła. Nie miałem pojęcia, co to było. Może mi się przywidziało? Rozejrzałem się, bardzo zdziwiony całą sytuacją. W pewnej chwili, coś złapało mnie za szyję i zacisnęło buzię.
- Odezwij się, a poderżnę ci gardło. - odezwał się do mnie jakiś głos. - Trafiłam do jakiejś sfory?
Nie, Tom. Nie sprzedasz się. Jesteś malarzem, nie lubisz walki, krwi, ale nie, nie umrzesz. Ona cię nie zabije. W najlepszym wypadku, tego nie zrobi. Dobra, może zrobi. Zrobi, na pewno. Machnąłem jej głową na tak, czując jak mocniej ściska moje gardło. Pchnęła mnie na ziemię, i stanęła obok sztalugi.
- Niezły obrazek. - powiedziała, spoglądając na obrazek z kawałkiem lasu i nią, skrywającą się w krzakach, głęboko w lesie. Po czym przerwała sztyletem płótno na pół. Położyłem uszy po sobie, odsuwając się w tył i powoli wstając.
- Czego tu szukasz? - warknąłem, przerywając ciszę.
- Schronienia, domu, może nawet kogoś do małego baraszkowania, nie wiem, wszystkiego, co potrzebne mi do normalnego funkcjonowania. - uśmiechnęła się podle zbliżając się w moją stronę, i wieszając mi się z łapami na szyi. - A czego może szukać taka zabłąkana suczka jak ja?
- Nie wiem, może chcesz trochę Metylenodioksymetamfetaminy? Polecam, trzepie mocno i trzyma równie długo. - skrzywiłem się, próbując ratować sobie tyłek.
- Malarz i diler? Nieźle się zapowiada. - mruknęła. - Zabierz mnie do alfy.
- Moja ma..Znaczy...Samica alfa jest w tej chwili niedostępna. - powiedziałem, nabierając powagi. - Jeśli zechcesz pójść ze mną, być może znajdzie dla ciebie trochę czasu.
Podeszła do mnie blisko, łamiąc moją barierę prywatności. Powodując, że nasze nosy niemalże się stykały, chodź może z kilka milimetrów brakowało.
- Nie jestem szpiegiem, ani kimś kogo możesz podejrzewać o złe zamiary, chłopcze. - powiedziała twardo. - Nie będę z tobą grać w gry słowne, bo nie mam na to chęci. Prowadź mnie do alfy, albo cię wykastruję.
- Zakładam, że w cale nie jesteś dużo starsza. Wypraszam sobie, nazywanie chłopcem. Jestem w pełni dojrzały. - stwierdziłem, patrząc na nią z lekką wyższością, chodź poczułem że mogę tego zaraz pożałować.
- To dlaczego trzęsą ci się nogi, jakbyś się miał za chwilę zeszczać? - mruknęła. Fakt faktem, groziła mi sztyletem, miałem prawo się bać. Ja miałem przy sobie tylko pędzel, którym bym jej żadnej krzywdy nie zrobił.
- Bo mam padaczkę. - palnąłem, a suka odsunęła się zdziwiona, i chwyciła mnie za bark.
- Rusz dupę, nie mam na ciebie czasu. - mruknęła. No cóż, nie pozostawiała mi wyboru. Miała przy sobie dwa sztylety, mogłaby mnie naprawdę wykastrować. Ruszyliśmy w drogę, prowadzącą do centrum - gdzie swój zamek miała moja matka. Byłem trochę niepewny co do tej suki, ale powtarzam, groziła mi.
- Więc...Jak masz na imię? - odezwałem się, spoglądając na nią za siebie.
- Cherryvine. - mruknęła, rozglądając się. Nie za bardzo zwracała na mnie uwagę. Była pochłonięta cudownym, leśnym krajobrazem.
- Ile masz lat? - pytałem. Wciąż pytałem. Brzmiałem jak nachalny dzieciak, no ale co poradzić, ciekawiła mnie ta suczka.
- A na ile ci wyglądam, skarbie? - warknęła, obracając sztylecik w pysku [JAK XD].
- Nie wiem, zgaduję że ze cztery. Może pięć? Sam nie wiem. - westchnąłem, ale ona ugryzła mnie w łapę. - No ku*wa! Mogłabyś mnie nie gryźć?
- Mam dwa lata, durniu. Dwa, d-w-a lata. - burknęła, dorównując mi kroku. - Zapytaj o coś jeszcze, to utnę ci jedno jądro.
- Czemu tylko jedno? Czemu masz się oszczędzać? Co, zależy ci na mnie? Szybko się zakochujesz słońce, może przyhamuj, zdążymy z tym wszystkim. Nie musisz być taka napalona, wiem że jestem seksowny, ale naprawdę, musisz dać mi czasu. - przewróciłem oczami, chodź dopiero po chwili zdałem sobie sprawę z tego co powiedziałem. - Znaczy, dobra, ćpałem okej?
Suka przewróciła oczami.
- Jesteś denerwujący gdy się naćpasz. Zapewne gdy jesteś trzeźwy gadasz równie głupio. - mruknęła, spoglądając na mnie kątem oka. - W każdym razie. Teraz ty powiedz coś osobie.
- Jak widzisz, jestem owczarkiem. - powiedziałem specjalnie denerwując ją. Widziałem, jak zbiera się w niej złość ale ogarnęła się. - Ale nie zwykłym! Mieszańcem, moja matka to Borderka.
- Cudownie, nie obchodzi mnie twoja rodzina, tylko ty.
- Cudownie, nie obchodzi mnie twoja rodzina, tylko ty. - spapugowałem ją. - Jestem Tommen, dla przyjaciół i rodzinki Tom, ale zaraz, rodzina cię nie interesuje. Tomek, Tomcio, Tomek i przyjaciele, taka bajka, o pociągach.
Cherryvine patrzyła na mnie jak na idiotę. I faktycznie, byłem nim. Nie wiem czy to dla tego że ćpałem metylenodioksymetamfetaminę, czy może mam taki humor?
- Ciekawe. - mruknęła. - Coś jeszcze masz do opowiedzenia?
- Oczywiście. Lubię ćpać, robię to żeby nie być cichą i wrażliwą pizdą, lubie czytać książki, zajmuje się malarstwem, moi bracia to debile, jeden mnie nie lubi, a drugi robi ohydne rzeczy o których wolałabyś nie wiedzieć, no, ten. Mam też trzy siostrzyczki, Roxanne, Leię i Rossalie. Dobrze znam tylko Ross, lubię z nią spędzać czas. Jest ślepa, ale nie przeszkadza mi to. Wierzę że kiedyś powróci jej wzrok. To chyba tyle, co mogę o sobie powiedzieć. A księżniczka ? Skąd przybywasz bejbe?
Zmarszczyła czoło.
- Moi rodzice wygnali mnie ze swojej sfory, bo nasz ród z pokolenia na pokolenie miał umaszczenie red merle, a ja urodziłam się czarno-biała. Traktowali mnie jak śmiecia, jedynie rodzeństwo współczuło. Matka i ojciec mnie wykorzystywali, upokarzali, byłam ich obiektem na którym mogli się wyżyć, aż pewnego dnia się zbuntowałam i mnie wyrzucili. Wędrowałam sobie w poszukiwaniu miejsca w którym bym się osiedliła, lecz spotkałam pewną suczkę z którą się zaprzyjaźniłam. To właśnie od niej mam te sztylety. - powiedziała, pokazując mi swoje bronie. - Niestety i ją straciłam, została zamordowana przez psy myśliwych. Mnie udało się uciec, i znowu kolejna wędrówka. Tym razem trafiłam tutaj, i mam zamiar zostać, o ile alfa postanowi mnie przyjąć.
- Na pewno cię przyjmie, jest bardzo miła i uprzejma. - powiedziałem, próbując dodać jej trochę otuchy. Stanęliśmy przed komnatą mojej matki. Nawet nie wiem, kiedy upłynęła nam ta cała droga. Suczka poopowiadała mi trochę o sobie, a ja z zaciekawieniem słuchałem jej historii. Zapukałem do drzwi, i usłyszałem głos Suzaan.
- Proszę!
Weszliśmy. Stanąłem w progu, wprowadzając Cherry do środka. Kazałem Cher być miłą i opanowaną, bo tylko takim sposobem pokaże mojej matce, że jest warta dołączenia do naszej sfory. Spojrzałem na Suz błagalnym spojrzeniem. Matka uśmiechnęła się krzywo, spoglądając na Cherry.
- Nowa członkini? - spytała.
- Tak. Przybywam z daleka, i szukam schronienia. Podobno jesteś alfą, i możesz mnie do siebie przyjąć. - odezwała się Cherryvine, całkiem spokojnym i miłym głosem. Nie sądziłem, że będzie tak miła. Nie znałem jej od tej strony. W sumie, w ogóle jej nie znałem.
- Owszem, jest taka możliwość. - westchnęła Suzaan. - Wiesz, musimy omówić dużo rzeczy. Tommen, mógłbyś wyjść?
Przewróciłem oczami, i wyszedłem na zewnątrz. Nie czekałem na nie długo, po jakichś dziesięciu minutach z komnaty wyszła Cherry, dosyć uśmiechnięta, lecz gdy mnie zobaczyła mina jej znowu zbrzydła.
- I co? Przyjęła cię? - zasypywałem ją kolejną toną pytań.
- Przyjęła. - mruknęła. - Możesz się modlić słońce, żebym nie miała gorszego dnia, bo właśnie zostałam przyjęta na stanowisko morderczyni, a jedno twoje jądro wciąż czeka na usunięcie.

The End xd
!10 MONET ZA 1000 SŁÓW!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz