Dzisiejszego dnia była niezwykle piękna pogoda. Słońce świeciło na niebie na tyle mocno, że było w miarę ciepło ale równocześnie na tyle słabo by puszysty, biały śnieg pozostawał na swoim miejscu. Jednocześnie nie wiał wiatr. Pogoda marzenie. Idealna na spacer.
Toteż gdy się obudziłem (oczywiście dopomógł mi w tym kolejny koszmar) i zjadłem śniadanie owinąłem się tylko wełnianym szalikiem i wyszedłem. Czapkę postanowiłem zostawić na stoliku. Jak już mówiłem nie było wcale zimno. Spacerowałem sobie między straganami i domami. Tak jak myślałem na ulicach pojawiło się sporo psów i szczeniąt. Jak to mówią ,,Brać pieczywo puki gorące'' czy jakoś tak...
W każdym bądź razie pogoda była tak łatwa, ze aż stwierdziłem, że poco kisić się w mieście i wybrałem się na przechadzkę Wiosennym Traktatem. Było tam niezwykle urokliwie mimo, że nazwa nie była adekwatna do pory roku. Śnieg dawał tej ścieżce klimatu, natomiast główna droga była odśnieżona i wydeptana więc łatwo się szło. Oprócz mnie nie było tam nikogo. Spacerowałem więc samotnie kompletnie spokojny, rozluźniony i nie spodziewający się żadnego zagrożenia. No bo co mogło by mnie zaatakować? Niestety się przeliczyłem i to bardzo. Najpierw usłyszałem jakiś szelest ale pomyślałem, że to jakaś wiewiórka przebiegła obok mnie toteż nie zwróciłem na to uwagi. Wkrótce szelest się nasilił, a ja na chwilę przystanąłem lekko drżąc. Po chwili znów zrobiło się cicho więc zacząłem kontynuować podróż. I nagle wtedy... poczułem kły wbijające mi się w kark. Zawyłem z bólu, a po chwili zostałem przez napastnika podniesiony i rzucony w drzewo. Uderzyłem w korę z impetem i upadłem na ziemię. Zacisnąłem zęby i jak przez mgłę zobaczyłem stojącego nade mną... wilka. Ja to mam szczęście po prostu. Był chyba basiorem. Tak wynikało z budowy. Podszedł do mnie bliżej i kopnął. Wstrzymałem oddech mimo bólu i znieruchomiałem. Niech myśli, że nie żyje. Po chwili podszedł jeszcze bliżej, a na karku poczułem jego oddech. Zadrżałem. Wilk tego chyba nie zauważył. Myślał, że byłem martwy. Otworzył paszczę z zamiarem posiłku i wtedy... ugryzłem go w ucho przegryzając je. Basior zawył z bólu, a ja wykorzystując okazję szybko pokuśtykałem z powrotem do miasta. Udałem się do hotelu ale para psów widząc mnie w takim stanie natychmiast do mnie podbiegła. Opierałem się ale nie dali się przekonać i siłą zanieśli mnie do szpitala. Okazało się, ze obrażenia nie były tak złe na jakie wyglądały. Dostałem jakieś lekki przeciwbólowe, maści, kark został mi owinięty bandażem, a po dniu leżenia wróciłem do swojego pokoju w hotelu.
KONIEC
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz