1 marca 2018

Od Leona do Mii

Był dosyć ciepły dzień, lecz pod mymi łapami leżał zimny, biały puch. Był miękki i aksamitny. Jednak zimny. Postanowiłem więc wrócić do swego domu, napić się czegoś ciepłego..."Może nawet potem bym kogoś zaprosił lub sam do kogoś poszedł? Tak, wiem, kogo odwiedzę! Suzaan! Tak, to dobry pomysł.", pomyślałem. Zrobiłem sobie więc gorącą czekoladę i tak jak chciałem poszedłem do Suz. Po drodze zacząłem rozmyślać, że przecież może być czymś zajęta. Szedłem dalej. Gdy zapukałem do drzwi Pałacu, nikt mi nie otworzył. Poszedłem więc do Zamku Młodszych Alf. "Może tam jest Suz?" pomyślałem. Zapukałem łapą oblepioną białym puchem. Otworzył mi pies. Był ode mnie młodszy, ale wcale się mnie nie wystraszył. To chyba dobrze.
- Witaj! Jestem Leon. A ty?
- Witam. Jestem Benjamin Philip Edward. Mów mi Benjamin. Co cię tu sprowadza?
- Chciałbym znaleźć Suz. Wiesz może, gdzie ona jest?
- Moja mama teraz jest zajęta. Poczekaj tu na nią.
- A, to ty! Benjamin!
- No przecież mówię. Wejdź i usiądź.
- Nie poznałem cię - rzekłem i usiadłem na kanapie. Czekałem i czekałem. Aż w końcu się doczekałem. Suzaan się zjawiła.
- Cześć Suz!
- Leon?! Jak miło cię znów widzieć! Jak tam u ciebie?
- U mnie dobrze. A u ciebie?
- Też dobrze. To co? Masz jakiś problem? Pomóc ci w czymś?
- Właściwie chciałem się tylko spotkać...
- Jasne, dziś o dwudziestej ci pasuje?
- Jasne!
- To do zobaczenia! - odrzekła Suz. Ja w podskokach ruszyłem przez las do domu, oczywiście przewracając jakąś suczkę. No, bo jakżeby inaczej?
- Przepraszam, nie zauważyłem cię.
- Nic się nie stało. Z czego jesteś taki szczęśliwy?
- Umówiłem się na spotkanie ze starą znajomą.
- Aha.
- W ogóle jak masz na imię? Ja jestem Leon.
- Mia, miło mi cię poznać. To życzę udanego spotkania. Gdybyś potrzebował jakiejś pomocy, mieszkam w pokoju obok kuchni.
- Dobrze. Ja też mieszkam w pokoju obok kuchni.
- Czyli mieszkamy naprzeciwko siebie.
- Dokładnie. To pa! - odrzekłem. Dalszą drogę wracałem spokojnie. O nie! Była już dziewiętnasta! Za godzinę mam spotkanie z Suz! Poleciałem do sklepu po wino. Najlepsze jakie piłem. Szybko wróciłem do hotelu, wino postawiłem na stole, wyjąłem dwa kieliszki... chyba wszystko jest dobrze? Świec nie zapalę, bo jeszcze pomyśli, że to randka. A tego bym nie chciał. Chwilę potem zadzwonił dzwonek do drzwi. To był Benjamin. Otworzyłem drzwi.
- Witaj. Suzaan dziś nie może przyjść. Zawaliły jej się sprawy na głowę. Kazała przeprosić i umówić się na jutro o tej samej godzinie.
- Dobrze, że mówisz. Dziękuję, pa.
- Pa - odpowiedział i zamknąłem drzwi. Usiadłem z powrotem na kanapę. Dzwonek.
- Oj, kto znowu?! - wydarłem się. Poszedłem otworzyć drzwi.
- Cześć, to ja. Chciałbyś porozmawiać? Nie wyglądasz na szczęśliwego.
- Chcesz to wchodź.
- Dobrze. Chodź, usiądź. Porozmawiamy.
- Słucham.
- Chodzi oto, że twoja znajoma nie przyszła?
- Skąd wiesz?
- Słyszałam.
- Tak, chodzi o to. Dawno z nią nie rozmawiałem. Pamiętam jak dość dawno jeszcze się ścigaliśmy. I od tamtej pory z nią nie rozmawiałem.
- Rozumiem. To chodź, ja z tobą porozmawiam. Poznamy się lepiej...
- Zgoda - odparłem niechętnie. Ta rozmowa i tak się już przeciągała. Jednak gdy zaczęliśmy rozmawiać normalnie, śmiać się, coś poczułem. Coś takiego, że chyba mam prawdziwego przyjaciela.
<Mia? Przepraszam, że takie zakręcone, ale nie miałam pomysłu>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz