Po koszmarze postanowiłam pójść do klubu. No i poszłam. Było trochę psów. nawet niektóre nie ze sfory. Nie przejęłam się tym, a zagadałam do jakiejś suczki. Była rasy owczarek belgijski groenendael. Przedstawiła się jako Lyoko. Zamówiła mi coś do picia. Nie wiedziałam co to, ale było mocne. Rozmawiałyśmy o tym, co ona tutaj robi. Okazało się, że psy z najbliższej wioski zrobiły wypad do Cascadas właśnie do naszego klubu. Nieźle. Potem zamówiła kolejnego. Teraz mówiłyśmy o tych terenach. Kolejny. O orientacji. Kolejny. Weszłam na stół i zaczęłam śpiewać he broke my heart, co ja poradzę? Byłam pijana. Dodatkowo udawałam, że starte cukierki pudrowe to narkotyki i, że naprawdę działają. Robiłam jeszcze wiele innych rzeczy, jak jedzenie pięciu cytryn pod rząd czy żonglowałam bananami z baru, ale to były już te mniej istotne rzeczy. Liczyło się to, że następnego dnia, kiedy obudziłam się pod stołem nic nie pamiętałam. Wstałam z tego miejsca i czym prędzej udałam się do mojego pokoju. Zaparzyłąm sobie herbaty, ale nagle coś zaczęło mnie drażnić w żołądku, więc pobiegłam do toalety. Zwymiotowałam. łeb mnie bolał jak jeszcze nigdy. Nigdy nie miałam takiego kaca. Nigdy. Wypiłam herbatę i wzięłam tabletki na ból głowy. Siedziałam w łóżku, pod pierzyną i liczyłam owce aby zasnąć. Jedna, druga, trzecia, czwarta, piąta, szósta, siódma, ósma, dziewiąta, dziesiąta, jedenasta, dwunasta, trzynasta, czternasta, piętnasta, szesnasta, siedemnasta, osiemnasta, dziewiętnasta, dwudziesta, dwudziesta pierwsza, dwudziesta druga, dwudziesta trzecia, dwudziesta czwarta, dwudziesta piąta, dwudziesta szósta, dwudziesta siódma, dwudziesta ósma, dwudziesta dziewiąta, trzydziesta. No i zasnęłam.
Śniłam o kwiatach, o krainie kwiatów. Wszystko tam było z kwiatów, domy i inne budynki. Drogi, lasy, łąki, trawa, wszystko z kwiatów. Ja mieszkałam w stokrotce. Okazało się, że wszyscy trafiliśmy do innego wymiaru i już nigdy nie wrócimy do Cascadas. Panowały tu wielkie rygory, ale mi to nie przeszkadzało. Miałam zgładzić wielkiego kaktusa, który niszczył kwiaty. Miałam zbroje z łodyg czosnków, i miecz z kolców róży. prawie się udało, ale...
obudziłam się. Głowa bolała nadal, ale trochę mniej. Zaparzyłam sobie kolejnej herbaty. Postanowiłam ogarnąć sobie rzeczy w szafie. Bluzy, szaliki, czapki. Wszystko to składałam w kostkę. Odłożyłam sobie jedną bluzę na dzisiaj. Nie wiem skąd, nie wiem jak, ale pojawiła się ona w mojej szafie nagle. Nigdy jej nie kupowałam. Nadruk przedstawiał kwiata walczącego z kaktusem. Świetne nawiązanie do mojego snu. Włożyłam gotowe kupki ubrań do szafy i nałożyłam na siebie bluzę. Zrobiło mi się cieplutko i milutko bo w środku miała meszek. Założyłam kaptur i wyszłam z komnaty. Dobrze by było kogoś odwiedzić. Pójdę do Suzaan. Może nie a akurat czegoś do roboty. Najwyżej jej pomogę. Drogę do pałacu alf znałam na pamięć. Z zamkniętymi oczami bym do niego doszła. Zapukałam do drzwi, a Suz mnie wpuściła. Miała akurat wolną chwilę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz