19 lutego 2018

Od Shelby cd. Ate

Ate spojrzała wzrokiem na moją ranę, a później znowu na mnie. Na chwilę zamilkła, a potem tak jak przestała nagle mówić, tak nagle odezwała się:
- Szpital, szpital, szpital - powtórzyła trzykrotnie, każde kolejne słowo wymawiając ciszej. - Niedaleko, pójdziesz ze mną. - zawahałam się. Dopiero co ją poznałam, wydawała się być miła, ale wciąż miałam nieuzasadnione obawy. Bo co jakby wcale nie chciałaby mi pomóc, a zaszkodzić jeszcze bardziej? Odegnałam szybko od siebie te myśli, bo suczka już zaczęła iść i popatrzyła się za siebie, tak jakby chciała się upewnić czy idę. Chciałam powiedzieć, że nie idę, że sobie jakoś poradzę, ale wtedy okłamałabym samą siebie. A nawet jeśli bym tak powiedziała to wkrótce rana zakaziła się i krótko mówiąc - zdechłabym. Więc miałam tylko jedną możliwość. Ruszyłam za suczką. Ta uśmiechnęła się przyjaźnie, ale ja wciąż siedziałam myślami gdzie indziej. Coś czułam, że wkrótce zaufam jej. 
Pulsujący ból w łapie nie ustawał, ale po kilku, albo kilkunastu minutach doszliśmy ślimaczym tępem do małej "kliniki". Na szczęście nie wywlokła mnie w pole, a całe te minuty wloczenia się za Ate ( szłam za nią, a ona prowadziła idąc powolnym krokiem, pewnie dlatego bym mogła oszczędzać łapę, ale szczerze powiedziawszy - wolałabym pobiegnąć - krucej męczyłabym się z bólem ) przebyłyśmy w ciszy. Wprowadziła mnie do gabinetu, a tam spotkałam kolejnego psa, o imieniu Kimble. Byl to lekarz, który zaraz zaszył mi ranę, i zrobił to bardzo porządnie a zarazem szybko, tak szybko, że nawet nieskapnęłam się kiedy skończył. Z pewnością dobry z niego fachowiec. Zanim rozpoczął zabieg Ate musiała wyjść ze względu na swoje obowiązki. I zostałam sama - z Kimble'm, ale on zajął się papierkową robotą i kazał mi leżeć w łóżko. Po pewnym czasie wyszedł, rzucając mi tylko nieco współczujące spojrzenie. Najwyraźniej musiałam wyglądać na smutną i zmęczoną. Zamyśliłam się, znowu, lecz z tego stanu wyrwało mnie skrzypnięcie drzwi. Wszedł Kimble a za nim... Ate! W sumie ucieszyłam się na jej widok. W końcu to suczka tak jak ja , a w towarzystwie mężczyzny - jak narazie - czułam się nieswojo. Ta podeszła do mnie i siadła na skraju łóżka, spoglądnęła za dopiero co zaszytą ranę i zwróciła się do psa, szturchając go przy tym:
- Widzę, że spisałeś się na medal 
- A ty, Shelby, nie żałujesz, że cię tu przyprowadziłam, prawda? Ile tu pozostanie? - spytała. Wcześniej nie pomyślałam o tym, liczyłam, że będę mogła wyjść już następnego dnia. Ale moje nadzieje okazały się płonne.
- Co najmniej tydzień, a może i dwa. Pożyjemy, zobaczymy - odrzekł. - A teraz wybaczcie, wracam do swoich obowiązków, których swoją drogą nie brakuje. - Odprowadziłam wzrokiem Kimble'a, tak jak zrobiła to suczka siedząca na łóżku obok mnie. Gdy tylko zamknął drzwi za sobą, zwróciłam się trochę do siebie a trochę do siedzącej obok suczki.
- Dwa tygodnie? - prawie jęknęłam - Co ja tu będę robić przez ten cały czas? - zmartwiłam się na poważnie, bo nawet tygodnia nie wyobrażałam sobie siedzieć bezczynnie. Miałabym za dużo czasu na rozmyślania...
- Wiesz... Zawsze będę mogła Cię odwiedzić - uśmiechnęła się.
- O, świetnie by było - i również posłałam jej uśmiech, ale zaraz ugryzłam się w język. Pożałowałam tej decyzji, no ale teraz nie mogłam już się wymigać.
- Chyba, że wymknę się temu Waszemu lekarzowi. - zaśmiałam się lekko, ale wciąż trudno było mi ukrywać emocje.
- Nie. Nie ma mowy. Kimble'owi nie uciekniesz - przymknęła porozumiewawczo oko - A nawet jeśli, to od razu sprowadziłby Cię spowrotem. Wykonuje swoją robotę perfekcyjnie, czasem aż do bólu - jeśli chodzi o pacjentów, ale bez przesady. - spojrzała w kierunku okna, i zapytała uważnie dobierając słowa - Shelby, jak się tu znalazłaś? I od czego miałaś tą ranę? - spytała wskazując obadażowaną łapę. Przeraziłam się. Co ja jej miałam odpowiedzieć? Spokojnie Shel, musisz zachować spokój. Powiedz coś standardowego.
- Emmm... To dosyć długa historia... - westchnęłam - Może Ty opowiesz coś o sobie, albo o stadzie? Albo... Co lubisz robić?
- Piszę, a w stadzie wcale nie jestem tak długo. To także długa historia. - muszę zadać jej jakieś pytanie, żebyśmy nie wróciły do pytania o mnie.
- Piszesz? - zagadnęłam, udając ciekawość. W głębi, w normalny dzień zainteresowałabym się tym bardzo, a teraz - robiłam to z konieczności.
- No tak...- rzekła suczka - Ale to nic specialnego... 
- Hej. A może pokazałabyś mi jakieś swoje dzieło, i przeczytała je?
- Hmm... Jasne. Zaraz coś przyniosę - skinęłam głową i machnęlam jej na krótkie pożegnanie. Liczyłam tylko, że nie przyniesie tu jakiegoś tragicznego romansu, bo całkiem się rozkleję...

Ate? ( Co mi przyniesiesz? Takie małe wyzwanko dla pisarki. )

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz