Los dzisiejszego dnia mi sprzyjał, gdyż świeżo upieczone członkinie sfory od razu zgodziły się pomóc mi w przystrajaniu choinki i niektórych pomieszczeń w zamku, bezinteresownie. Liczyły się każde chęci, a poza tym byłem niesamowicie szczęśliwy, że akurat tutaj przybyły tak uczynne sunie. Chociaż czasami czułem się dosyć nieswojo, otoczony trzema samicami. Może to mało. Husi zajrzała na stołówkę później niż Suzaan i Rosebud, ale nie miało to większego znaczenia. Gdy już kończyłem posiłek, podeszła do mnie, właściwie do nas. Przywitała serdecznym uśmiechem, ja jednak nie owijałem w bawełnę, od razu zapytałem, czy nie chciałaby przystroić zamkowych korytarzy. Już myślałem, że odmówi, w końcu w swoim domku też ma dużo pracy. Spotkało mnie pozytywne zaskoczenie, zgodziła się bez zastanowienia. Ucieszyłem się, moim obowiązkiem było zorganizowanie wigilii. Miałem nadzieję, że wszystko pójdzie po mojej myśli. Poinformowałem dwie sunie na miejscu, później złapałem Rose, przekazałem jej, żebyśmy wszyscy spotkali się w sali zamkowej o godzinie dziewiętnastej. Nie było sensu czekać dłużej, ruszyłem do ludzkiej wioski, aby znaleźć stół, przy którym zasiądziemy, gdy tylko zabłyśnie pierwsza gwiazdka. Byłem również odpowiedzialny za posiłki, wątpiłem, że będzie ich równo dwanaście. Sześć, góra siedem. Nie było czasu szukać więcej.
Powoli dochodziła trzynasta, wracałem z wioski po raz trzeci, tym razem ciągnąłem za sobą dodatki, również niektóre składniki. Jedzenie należało wykonać samemu, nie chciałem podkradać z wioski. Przestawienie stołu wymagało niezłego wysiłku, ważył trochę. Sytuacja z krzesłami była łatwiejsza. Później rozłożyłem elegancki obrus, na nim świecznik i coś w rodzaju misek, tam znajdzie się posiłek. Zmęczony westchnąłem, byłem w pełni świadom, że czeka mnie randka z kuchnią, a ja plus ona to wybuchowa mieszanka. Zamknąłem pomieszczenie na klucz, żeby nic przypadkiem nie zginęło, a co ważniejsze żeby póki co dziewczyny nic nie widziały, taka... niespodzianka. Czołgałem się po korytarzach. Gdy tylko dotarłem do kuchni, podszedłem do blatu, złapałem za miskę i łyżkę, myśląc, jak tego w ogóle użyć. Sięgnąłem po mąkę, dodawałem jajka i dolałem wodę. Zmieszałem kapustę i grzyby, z tego miało powstać nadzienie do pierogów, chyba tak to się nazwało. Szkoda, że nie miałem palców jak ludzie, więc wszystko szło opornie, wypadało mi z łap. W końcu wziąłem się w garść, powstało około 20 pierogów. Po wyliczeniach 5 na jednego psa. Można powiedzieć, że byłem z siebie naprawdę dumny. Kolejnym posiłkiem na liście była kapusta, później ryż... i tak dalej, i tak dalej.
Osiemnasta, wszystko gotowe. Jedynym co pozostało mi do roboty było przywołanie do porządku samego siebie, żebym wyglądał jak cywilizowany pies. Zajęło mi to w przybliżeniu pół godziny. Po tym udałem się na salę, aby podłożyć pod choinkę prezenty dla każdej z nich oraz powitać, gdy tylko zjawią się. Nie musiałem długo czekać, pierw Suzaan, następnie Husi, ostatnia dotarła Rosebud. Witajcie, tak rozpocząłem wigilię. Najpierw składaliśmy sobie życzenia, podszedłem do Husniye.
Husniye?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz